Przejdź do treści
Przejdź do stopki

(Anty)kultura lewicy

Treść

Do skandalu z udziałem polityków SLD doszło podczas wczorajszego posiedzenia sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, na którym debatowano nad sprawozdaniem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za rok 2006. Komisja głosami opozycji SLD i PO zarekomendowała odrzucenie sprawozdania, w którym wskazuje się na coraz bardziej poważne problemy na polskim rynku medialnym, m.in. rosnącą pozycję kapitału zagranicznego, w tym takich koncernów jak Bauer i Axel Springer. W trakcie burzliwej debaty posłowie SLD nie przebierali w słowach. Pokaz lewicowego rozumienia kultury dał poseł Jerzy Wenderlich, który do zbijającej zarzuty postkomunistów szefowej KRRiT Elżbiety Kruk rzucił wulgarnie: "Pani bredzi!". Koalicja ma wystarczającą większość, by na forum Sejmu sprawozdanie KRRiT przyjąć, jednak ceną za to może być "głowa" cieszącego się fatalną opinią prezesa TVP Andrzeja Urbańskiego, zaufanego Lecha Kaczyńskiego. Brak przepisów antykoncentracyjnych i związane z tym zjawisko tzw. sieciowania i koncentracji kapitałowej, głównie na rynku lokalnych stacji radiowych, co odbywa się ze szkodą dla oferty programowej dostępnej odbiorcom, to - według Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - jeden z głównych problemów na polskim rynku medialnym. W sprawozdaniu KRRiT za ubiegły rok wskazano również na coraz mocniejszą pozycję kapitału zagranicznego na rynku polskich mediów. Jako przykłady raport wymienia inwestycje niemieckich koncernów wydawniczych Bauer i Axel Springer odpowiednio w spółce BROKER FM (właściciel ogólnopolskiej rozgłośni RMF FM) i telewizji Polsat, a także kupno udziałów telewizji Puls przez amerykański koncern News Corp. Inne problemy rynku medialnego wymienionego w raporcie KRRiT to: bariery techniczne - przede wszystkim brak nowych częstotliwości, źle funkcjonujące przepisy dotyczące zarządzania prawami autorskimi, niemożność egzekucji opłat abonamentowych i związany z tym monopol Poczty Polskiej na jego ściąganie. Roczne sprawozdanie KRRiT za rok 2006 przedstawiono na wczorajszym posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Jednak za sprawą polityków opozycji z kulturą sensu stricto komisyjna debata niewiele miała wspólnego. Posłowie PO i SLD wspólnie, praktycznie jednym głosem, atakowali KRRiT, domagając się odrzucenia raportu. - Przyjmowanie tego sprawozdania mija się z celem, bo jasno z niego wynika, że rok 2006 dla rynku medialnego w Polsce możemy uznać za całkowicie nieudany i zmarnowany - grzmiała poseł Iwona Śledzińska-Katrasińska (PO), która krytykowała Radę za "politykę kadrową w mediach". Niemal natychmiast posłankę Platformy wsparł przedstawiciel SLD, znany z kontrowersyjnych zachowań Piotr Gadzinowski, który "zgorszeniem" nazwał sytuację, jaka jego zdaniem panuje w Polskim Radiu. Gadzinowskiemu, związanemu z tygodnikiem "Nie" Jerzego Urbana, nie podoba się to, że na antenie PR pojawiają się prawicowi publicyści. Zapomniał wół jak cielęciem był? Tak Platforma, jak i SLD zarzucali szefowej KRRiT, że - jak twierdzili - za zgodą Rady dochodzi do upolityczniania mediów. O rzekomym "upolitycznianiu" szczególnie chętnie mówili politycy SLD. To sprowokowało Elżbietę Kruk do reakcji. - Fachowcy byliby wtedy świetni w mediach publicznych, jakby byli z PO, jak choćby pan Jan Dworak, albo gdyby w zarządzie zasiadł pan Wenderlich razem z Markiem Barańskim (red. naczelny "Trybuny", był m.in. redaktorem Dziennika Telewizyjnego w okresie stanu wojennego - przyp. red.) - wtedy byłyby apolityczne media - komentowała Kruk. To z kolei wywołało wściekłość polityków SLD, którzy najwyraźniej zdążyli już zapomnieć o skandalicznym okresie "telewizji Kwiatkowskiego". - Pani bredzi! - krzyczał poseł Jerzy Wenderlich. - Pan już nieraz pokazał, że pan jest po prostu chamem i nie musi pan tego dalej udowadniać - ripostowała Kruk. Ostatecznie opozycji udało się przegłosować stanowisko komisji, wzywające do odrzucenia raportu KRRiT. Za odrzuceniem głosowało jedenastu posłów, przeciw było siedmiu, nikt nie wstrzymał się od głosu. Stanowisko komisji jednak najprawdopodobniej nie będzie miało odzwierciedlenia w wynikach głosowania sejmowego - koalicja ma bowiem wystarczająca większość, by sprawozdanie KRRiT przyjąć. - Wściekłość niektórych środowisk budzi to, że po prostu publiczna radiofonia i telewizja upomina się o należne miejsce w przestrzeni życia publicznego w Polsce. Dość powiedzieć, że właśnie pod rządami tej Krajowej Rady udało się odzyskać częstotliwości dla Programu I Polskiego Radia - mówił poseł Jacek Kurski (PiS). "Bronek, wróć" Nieoficjalnie jednak mówi się w kuluarach Sejmu, że ceną za przyjęcie sprawozdania KRRiT będzie odwołanie z zajmowanego stanowiska obecnego prezesa TVP Andrzeja Urbańskiego. Urbański, który zastąpił przed kilkoma miesiącami na tym stanowisku Bronisława Wildsteina, cieszy się poparciem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jednak pozytywnej oceny jego prezesury nie podzielają ani politycy koalicji, ani dziennikarze. I nic dziwnego - Urbański nie tylko zatrzymał pozytywne zmiany w telewizji, zapoczątkowane przez Bronisława Wildsteina, ale również podjął działania, które w efekcie mogą przywrócić w TVP lewicowe status quo, z jakim w państwowych mediach mieliśmy do czynienia przez lata. Symbolem takiej sytuacji może być powrót na antenę publicznej telewizji propagandowego serialu z lat PRL "Czterej pancerni i pies", wystosowane przez Urbańskiego do Moniki Olejnik zaproszenie do powrotu na antenę TVP czy też plan emisji programów publicystycznych, które miałby prowadzić Sławomir Sierakowski, założyciel skrajnie lewicowej "Krytyki Politycznej". - W samym PiS coraz częściej się mówi "Bronek wróć" i tęskni za Wildsteinem, który był jaki był, ale miał swoją wizję, którą realizował, dekomunizował, i to skutecznie, TVP. To, z czym mamy do czynienia za Urbańskiego, to jakaś nowa "lewicyzacja" telewizji. Niestety, ma on silne zaplecze w postaci poparcia prezydenta Kaczyńskiego - mówi nam jeden z parlamentarzystów związanych z kierownictwem klubu PiS. Na dymisję Urbańskiego naciskać będzie również LPR, która chce przewidzianego umową koalicyjną powołania wskazanych przez nią osób na miejsca w radach nadzorczych regionalnych telewizji. Urbański blokuje te nominacje, przekonując, że część ze wskazanych przez LPR kandydatów w mediach "nigdy nie powinna pracować". Tyle że niekompetentne działania samego Urbańskiego w TVP mogą stanowić aż zbyt jaskrawy dowód na to, że od telewizji publicznej powinien trzymać się on z daleka. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2007-06-14

Autor: wa