Biorę odpowiedzialność na siebie
Treść
Rozmowa z Łukaszem Kruczkiem, trenerem reprezentacji Polski w skokach narciarskich Gratulować Panu czy współczuć nowej funkcji? - Rozumiem intencję, chodzi o presję. Wszyscy będziemy musieli sobie z nią poradzić. Nie tylko kibice, ale i zawodnicy, i trenerzy mają swoje duże oczekiwania. Zrobimy wszystko, by im podołać. Mam świadomość, że podjąłem się trudnej roli, ale ktokolwiek znalazłby się na moim miejscu, byłby w identycznej sytuacji. Długo się Pan zastanawiał nad przyjęciem oferty? - Dosyć długo. Co pomogło powiedzieć: "tak"? - Duży wpływ mieli sami zawodnicy. Konsultowałem sprawę z Adamem Małyszem, trenerem Hannu Lepistoe. Przez ostatnie lata pracował Pan ze wspomnianym Lepistoe, wcześniej z Heinzem Kuttinem. Czego się Pan od nich nauczył? - Wszystkiego, co przekazywali zawodnikom. Mam to zarówno ponotowane, jak i w głowie, i większość z tych doświadczeń będę się starał wykorzystać. Imponowała mi organizacja pracy u Heinza i konsekwencja w dążeniu do działania u Hannu. Do każdego zawodnika będę chciał podejść indywidualnie, bo przecież Adam, Kamil Stoch czy Łukasz Rutkowski mają inne wymagania i potrzeby. Stąd w kadrze powinno być wiele różnych linii i form kontaktu. Co Pan odpowie tym wszystkim, którzy uważają, że owszem, Pan będzie trenerem, ale całą ekipą z tylnego stołka dowodzić będzie prezes PZN Apoloniusz Tajner. - Że nie mają racji. To trener podejmuje decyzje, jest za nie odpowiedzialny. Weźmie Pan zatem całą odpowiedzialność za wyniki na swoje barki? - Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Skoro ja o czymś zadecyduję, to dlaczego miałbym zrzucać winę za ewentualne niepowodzenie na kogoś innego? Rozpoczyna Pan pracę w dość trudnym momencie, po kompletnie nieudanym sezonie. Wie Pan, gdzie tkwiły tego przyczyny? - Można się doszukiwać wielu powodów. Czasami mały szczegół powoduje lawinę wydarzeń i nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że w jednym, konkretnym miejscu został popełniony błąd rzutujący na cały obraz. Zapewne kilka rzeczy można było zrobić inaczej, ale czy przyniosłyby lepszy efekt - tego nie wiemy. Sam Lepistoe przyznał się do błędu popełnionego tuż przed rozpoczęciem sezonu. - I to jest najbardziej prawdopodobna przyczyna, bo dwa tygodnie wcześniej wszystko było super i wyglądało bardzo dobrze. Pod koniec przygotowań oddaliśmy zbyt dużo skoków w krótkim okresie i po tych jednostkach treningowych było zbyt mało czasu, aby zawodnicy doszli do siebie przed pierwszymi zawodami. A potem to się już potoczyło lawinowo. Pamiętajmy o tym, że skoki są sportem technicznym, w którym detale decydują o mistrzostwie. Jeden zły może wszystko wywrócić do góry nogami. Jaki ma Pan pomysł na "odbudowanie" Adama Małysza? - Trzeba popatrzeć w kalendarz, ma już swoje lata, potrzebuje nieco więcej czasu na regenerację. Czyli w Pucharze Świata będzie odpuszczał sobie część konkursów? - Powiem trochę na przekór: dwa lata temu też było takie właśnie założenie, aby wybierać konkursy. Tymczasem otworzyła się droga do wygrania Kryształowej Kuli, Adam startował non stop i z fantastycznym skutkiem. O sukcesy nie będzie jednak łatwo, w minionym sezonie światowa czołówka znacznie się poszerzyła, już nie tylko dwóch, trzech, ale nawet dziesięciu zawodników liczyło się w walce o najwyższe lokaty. Stawka jest coraz bardziej wyrównana. Małysz to Małysz, jest jednak jeszcze drużyna, która od lat nie może doczekać się kroku naprzód. Jak to zmienić? - To większy problem. Chciałbym zacząć od drugiej ligi, czyli Pucharu Kontynentalnego. Jeśli zawodnicy nauczą się tam startować, walczyć o czołowe miejsca i wygrywać, zrobią krok do przodu. Nie oczekujmy od nich jednak od razu sukcesów w Pucharze Świata, nawet Małysz i Janne Ahonen musieli do zwycięstw dojrzeć. Do sztabu kadry wraca psycholog. Pomoże? - Najpierw zawodnicy muszą mu zaufać, jeśli tak się stanie - powinien pomóc. Psycholog jest w stanie nauczyć właściwej koncentracji na zadaniu, radzenia sobie ze stresem. Chyba wszyscy dobrze wiemy, że w skokach głowa odgrywa ogromną rolę. Oprócz psychologa do sztabu włączony zostanie fizjolog, poszerzamy zatem sztab naukowy. Zależy mi też na ścisłej współpracy z trenerami klubowymi, którzy kształtują młodych zawodników i mają świeże spojrzenie na to, co się z nimi w danym momencie dzieje. Mamy w kraju talenty, które pozwalają z optymizmem spoglądać w przyszłość? - Talentu nie da się zmierzyć. Ktoś taki jak Adam pojawia się raz na wiele lat, to wręcz niepowtarzalne zjawisko i trudno się spodziewać, że doczekamy się nowego Małysza. Ale rośnie nowe pokolenie skoczków, wśród których jest sporo zdolnych chłopaków, którzy - jeśli będą dobrze i mądrze pracowali - mogą kiedyś rywalizować jak równi z najlepszymi. Skoki zmieniają się bardzo dynamicznie, kto dominuje dziś, niekoniecznie musi dominować jutro. Chciałbym, aby kadry olimpijska i młodzieżowa częściej niż dotychczas miały wspólne konsultacje, otworzy się przed nami dodatkowa szansa, gdy będziemy mogli pełną parą trenować w Szczyrku i Wiśle. Młodzi zawodnicy mogą wykorzystywać obecność w kadrze wielkiego mistrza, jakim bez wątpienia jest Małysz. Adam to otwarty człowiek, chętnie podpowiada, udziela odpowiedzi na pytania. Inna sprawa, że nie każdy jest w stanie go naśladować. Kiedy kadra rozpocznie przygotowania do nowego sezonu? - W ostatni weekend maja. Na skocznię wejdziemy w pierwszych dniach czerwca, najpierw pracować będziemy w kraju, a pod koniec tego miesiąca wyjedziemy na zgrupowanie zagraniczne. Organizacyjnie wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, czekamy tylko na zatwierdzenie oficjalnego kalendarza FIS. Ewentualne zmiany mogą całkowicie zaburzyć nasze plany. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-04-24
Autor: wa