Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Co powiedzą Rosjanie?

Treść

Stanowisko Rosjan będzie dopełnieniem obrazu działań Biura Ochrony Rządu w związku z przygotowaniem i zabezpieczeniem wizyt w Katyniu w kwietniu ubiegłego roku. Wniosek o pomoc prawną skierowany przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga do władz Federacji Rosyjskiej dotyczy przesłuchania "w charakterze świadków, rosyjskich funkcjonariuszy publicznych, którzy brali udział w przygotowaniu i zabezpieczeniu wizyty Premiera Rzeczypospolitej Polskiej Pana Donalda Tuska w Smoleńsku i Katyniu w dniu 7 kwietnia 2010 r. i wizyty Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Pana Lecha Kaczyńskiego zaplanowanej na dzień 10 kwietnia 2010 r. oraz o przekazanie dokumentacji dotyczącej wskazanych wizyt". O jaką dokumentację chodzi? Prokuratura nie udziela takich informacji. - Wszystkie informacje w tym zakresie zostały podane w komunikacie - zaznaczyła prok. Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Dopytywana, przyznała, że wniosek do Rosji został wysłany w maju br. - Mamy nadzieję, że wkrótce otrzymamy odpowiedź - dodała. Prokuratorzy są już w posiadaniu dokumentacji, którą można było zgromadzić w kraju. Informacje z Federacji Rosyjskiej będą zatem uzupełnieniem znanej panoramy działań BOR, ponieważ o ile korespondencja pomiędzy służbami obu krajów z pewnością znajduje się już w rękach śledczych, o tyle nie ma pewności, jakimi dokumentami dysponują Rosjanie i czy będzie to szersza wiedza. Można się spodziewać, że w polskim wystąpieniu padła również kwestia dotycząca zgody Federalnej Służby Ochrony na wejście funkcjonariuszy BOR na lotnisko.

O detale współpracy BOR z FSO "Nasz Dziennik" pytał rosyjskie służby w ubiegłym roku. W liście Siergiej Diewiatow, doradca dyrektora rosyjskiej FSO, zapewnił, że polscy funkcjonariusze BOR "zostali dopuszczeni do uprzednich uzgodnień miejsc przebywania wysokich polskich gości". Jak zaznaczył w przesłanym stanowisku, "przedstawiciele służb ochrony Rzeczypospolitej Polskiej (BOR) brali udział w czynnościach 7 i 10 kwietnia na lotnisku Siewiernyj miasta Smoleńska w momencie planowanych przylotów specjalnych statków powietrznych z premierem i prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej".
Po katastrofie samolotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku jakość pracy BOR była stawiana pod znakiem zapytania. Sami funkcjonariusze mieli zeznać w prokuraturze wojskowej, że oficerów BOR na płycie lotniska nie było, bo takiej zgody nie wyraziły rosyjskie służby. Z tego powodu BOR miało zaplanować działania zabezpieczające jedynie w miejscach pobytu osób ochranianych, ale już poza lotniskiem.
Jednak gen. Marian Janicki, szef BOR, zapewniał, że podczas zabezpieczenia obu wizyt na lotnisku Siewiernyj na delegacje czekali funkcjonariusze BOR. Mieli oni nadzorować realizację działań podjętych przez rosyjską Federalną Służbę Ochrony, a szczegóły tych działań miały być określone podczas poprzedzających wizyty przygotowań.
Rozbieżności wyjaśni prokuratura, ale już wiadomo, że z dotychczas zgromadzonych przez śledczych dowodów rodzi się "uzasadnione podejrzenie, iż funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu, podczas planowania i realizacji działań ochronnych, podejmowanych wobec osoby Prezydenta Pana Lecha Kaczyńskiego i Jego Małżonki Pani Marii Kaczyńskiej oraz Premiera Pana Donalda Tuska mogli nie dopełnić ciążących na nich obowiązków służbowych, co z kolei mogło mieć wpływ na bezpieczeństwo tych właśnie osób".
Jednak w ocenie "Gazety Wyborczej" problemy przy planowaniu wizyt w Katyniu nie występowały tylko w 2010 roku, ale były zauważalne również trzy lata wcześniej. Brakowało wtedy informacji dotyczących zabezpieczenia lotniska oraz ochrony samolotów specjalnych. "BOR-owcy nie mogli się porozumieć ze stroną rosyjską w sprawie liczby ochroniarzy, samochodu pancernego dla prezydenta, zabezpieczenia tras i punktów wizyty. Trasy przejazdów kolumny prezydenckiej nie były sprawdzone i zabezpieczone. I najważniejsze - również wtedy płytę lotniska w Smoleńsku zabezpieczały tylko posterunki rosyjskie" - napisano we wczorajszej "GW".
Sprawę inaczej postrzega płk Andrzej Pawlikowski, szef BOR w latach 2006-2007. Jak przyznał, problemy były, ale BOR znalazło sposób na ich ominięcie. - Faktycznie Rosjanie nie chcieli z nami współpracować, dlatego byliśmy zmuszeni zrealizować to zabezpieczenie własnymi siłami. Stąd też wysłaliśmy własny sprzęt, własne samochody i ludzi - zaznaczył w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Jak przyznał, zabezpieczenie lotniska rzeczywiście realizowały służby lokalne, ale polscy pirotechnicy byli tam obecni. - Nie było problemów z wejściem na płytę lotniska. W miarę możliwości dokonaliśmy sprawdzeń. Był kontakt z oficerem operacyjnym, ze mną jako szefem Biura i samolot z prezydentem RP wylądował bezpiecznie - dodał Pawlikowski.
Marcin Austyn

Nasz Dziennik Czwartek, 27 października 2011, Nr 251 (4182)

Autor: au