Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ćwiąkalski to totalna porażka Tuska

Treść

Z posłem Adamem Hofmanem, członkiem prezydium Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Wojciech Wybranowski Dlaczego PiS zwraca się do prokuratury i NIK o sprawdzenie prawidłowości konkursów rozstrzyganych w warszawskim magistracie? To ciąg dalszy dyskredytowania poczynań Hanny Gronkiewicz-Waltz zapoczątkowanych spotem "Warszawa stanęła"? - Nie jest to żadna kampania polityczna wymierzona w panią Hannę Gronkiewicz-Waltz. Chodzi o elementarne zasady transparentności i uczciwości funkcjonowania w życiu publicznym. Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz traktuje stolicę jak swój prywatny folwark, a celem numer jeden jej działania jest znalezienie "kwitów" na poprzednią ekipę i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W ten sposób najwyraźniej rozumie swoją powinność wobec warszawiaków. Miało być uczciwie, miało być rzetelnie, a jest farsa - konkursy wygrywają "znajomi królika" i działacze Platformy Obywatelskiej. W związku z tym warto, by takiej sytuacji przyjrzały się odpowiednie organy państwa. Na czym ta farsa polega? Ogłaszany jest konkurs i wygrywa - zdaniem urzędników warszawskiego magistratu - najlepszy. - Niestety, zarówno w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy, jak i w Ministerstwie Skarbu Państwa konkursy są konkursami tylko z nazwy. Wyglądają one następująco: najpierw pisze się kryteria doboru odpowiednich kandydatów i w samych kryteriach często zawierają się założenia eliminujące konkurencję. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że etap, przez który przesiewa się kandydatów, robią uprzednio wskazani urzędnicy, zaś kandydaci, którzy przejdą przez sito eliminacji, "trafiają do rąk" pani prezydent i to ona uznaniowo wybiera tego, który otrzymuje lukratywną posadę. Z prawdziwym konkursem nie ma to nic wspólnego. Ale może ci, którzy wygrywają, są w rzeczywistości wybitnymi fachowcami. Jak pisała jedna z gazet, znają się na zarządzaniu, mówią biegle po francusku... - No właśnie, tego typu kryteria są dobierane pod konkretne osoby. Jeżeli się pisze np. "9-miesięczny staż w takiej to a takiej instytucji", to widocznie zakłada się, że odpowiedni "kandydat" ma taki staż, a zapis w regulaminie konkursu pozwoli w ten sposób wyeliminować niezależnych konkurentów. Równie dobrze można napisać, iż wybieramy tylko kandydata z czarnymi włosami albo jeśliby - podam przykład - chciano zatrudnić pana redaktora, to w kryteriach wystarczyłoby zaznaczyć, że musi mieć ciemne włosy oraz imię i nazwisko zaczynające się od litery "W". Wtedy wygra pan konkurs, bo pewnie kandydatów z ciemnymi włosami i imieniem oraz nazwiskiem zaczynającymi się od litery "W" oprócz pana nie będzie. Prawo i Sprawiedliwość sprawdziło, że rzeczywiście wygrywają osoby, pod które - jak Pan twierdzi - są przygotowywane kryteria? - Chcemy, by sprawdziły to odpowiednie instytucje kontrolne, bo mienie miasta to nie mienie pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, ono należy do wszystkich mieszkańców miasta. Sama idea konkursu ma to do siebie, że powinni wygrywać najlepsi, tymczasem tu mamy do czynienia z sytuacją, w której konkurs jest tylko po to, by "przykryć" fakt, iż rzeczywiste decyzje zapadły dużo wcześniej. Czy to nie jest przypadkiem - jak mówi minister Zbigniew Ćwiąkalski w odniesieniu do własnej osoby - nękanie? PiS nie szuka pretekstu, by nękać Hannę Gronkiewicz-Waltz? - Nikt nikogo nie nęka. Chcemy tylko, by to, co deklarowała Platforma Obywatelska w trakcie kampanii wyborczej, czyli uczciwy wybór kompetentnych ludzi na stanowiska, miało rzeczywiście miejsce, a nie praktyki powrotu do "układu warszawskiego", w którym to arbitralnie o wszystkim decydował prezydent miasta. Mam nadzieję, że nie takie kryteria przyświecają pani Hannie Gronkiewicz-Waltz, ale warto to sprawdzić. A wezwanie po raz kolejny przed sejmową Komisję Sprawiedliwości i Praw Człowieka ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego, co prawda dopiero po raz czwarty, a nie piąty, jak sam twierdzi, to nie jest nękanie? - Minister Ćwiąkalski to totalna porażka rządu Donalda Tuska. I to, że zajmuje się laptopem Zbigniewa Ziobry, a nie takimi działaniami, by z powodu przedawnienia nie doszło do umorzenia śledztwa w sprawie grupy trzymającej władzę, to absolutna porażka. Ten minister sprawiedliwości wydaje się nie być od łapania aferzystów i przestępców, ale od ich wypuszczania. Komisja chce zadać ministrowi Ćwiąkalskiemu pytanie, "dlaczego prokuratura nie wystąpiła o sankcje wobec przestępców z gangu obcinaczy palców, którzy pobili policjantów"; tymczasem sam prokurator generalny w mediach przekonuje, że jest ciągany przed komisję w sprawie zwolnienia przez sąd owych gangsterów. Sądzi Pan, że minister nie rozróżnia tych kwestii, czy raczej jest to adwokacka taktyka, mówiąc potocznie - odwracania kota ogonem? - To jest, niestety, taka brzydka taktyka ministra Ćwiąkalskiego, który nie zajmuje się łapaniem przestępców, a bardziej szukaniem haków na poprzednią ekipę. W tym czasie naprawdę groźni przestępcy wychodzą na wolność. Wspomniał pan o gangu obcinaczy palców. To pokazuje, że mieliśmy rację w poprzedniej kadencji, prosząc wysoką izbę o zgodę na dłuższe przetrzymywanie billingów rozmów telefonicznych przez operatorów i udostępnianie ich na żądanie prokuratury. Wtedy Platforma bardzo mocno oponowała przeciwko temu projektowi. Minister Zbigniew Ziobro, przedstawiając projekt, podawał na sali sejmowej przykład właśnie gangu obcinaczy palców, który można było zatrzymać przede wszystkim dzięki billingom telefonicznym. Niestety, wtedy Platforma odniosła sukces i ustawa nie została przegłosowana. A dziś widać owoce liberalizmu w wymiarze sprawiedliwości. Jeżeli dochodzi do takich zdarzeń, to Polacy nie mogą czuć się bezpiecznie. PiS będzie się też domagać wyjaśnienia sprawy odsunięcia ze stanowiska prokuratora Sławomira Luksa, prowadzącego postępowanie w sprawie przemytu złota, która obejmuje również brata szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. - Niestety, w wymiarze sprawiedliwości albo też szerzej - w całym aparacie, który odpowiada za bezpieczeństwo państwa - dochodzi w ostatnim czasie do skandalicznych decyzji personalnych. Tacy ludzie jak pan Krzysztof Bondaryk nie powinni zajmować wysokich stanowisk w administracji publicznej, a już na pewno nie powinni kierować służbami specjalnymi. Tam powinien znaleźć się ktoś, kto będzie "żoną Cezara", na kim nie ciąży podejrzenie o jakąkolwiek możliwość nieprawidłowego działania. To, co dziś dzieje się w służbach specjalnych - a mam naprawdę bardzo dobre relacje z różnych miejsc - wskazuje, że pracownicy, wybitni fachowcy odpowiedzialni za wewnętrzne bezpieczeństwo Polski, za walkę z terroryzmem, dziś są szykanowani. Likwiduje się ich pozycje, przeszukuje ich ubrania, zamyka pomieszczenia, w których pracują, i przeprowadza rewizje. To są działania rodem z poprzedniego systemu. Coś niebywałego, jaka jest nienawiść rządu Donalda Tuska do poprzedniego aparatu, który odpowiadał za służby specjalne i bezpieczeństwo Polski, do ludzi, którzy często narażają swoje życie i zdrowie. Mówi Pan o nieprawidłowościach w działaniach osób obecnie odpowiedzialnych za specsłużby, tymczasem poseł Janusz Zemke (LiD) mówi, że dysponuje wiedzą o blisko stu przypadkach, gdy ABW w okresie rządów PiS bezpodstawnie zakładała podsłuchy lub bez zgody sądu przedłużała działania operacyjne. - Trudno mi się do tego odnieść, bo ja nic takiego nie wiem. Często na temat podsłuchów rzekomo stosowanych podczas rządów PiS pojawiało się bardzo wiele kłamstw, półprawd i przekłamań. Starano się stworzyć taki obraz, który wskazywałby, że PiS rzekomo chce podsłuchiwać wszystkich i wszystko. Moim zdaniem, to, co się teraz dzieje, jest zaprzeczeniem tezy, że państwo powinno być skuteczne i sprawne w kategoriach wykrywania i zwalczania przestępstw. Bardzo niedobrze się dzieje, że jest kwestionowany dogmat, iż państwo musi być silne i sprawne. Czy Janusz Zemke ma rację? Moim zdaniem, tego rodzaju sensacjami, podobnie jak "zamordowanym laptopem" próbuje się przykryć nieprawidłowości i bulwersujące działania, jakie w specsłużbach czy wymiarze sprawiedliwości mają obecnie miejsce. Wróćmy jeszcze do sprawy wezwania ministra Ćwiąkalskiego na posiedzenie komisji. Podczas jednego z nich Ćwiąkalski pytany był o sprawę afery wekslowej. Mówił wówczas, że żadna z firm, które reprezentował, nie jest objęta postępowaniem prokuratorskim. Tymczasem prokuratura zwracała się do sądu o możliwość poddania analizie weksli Elzametu, firmy reprezentowanej niedawno przez obecnego prokuratora generalnego. Posłowie twierdzą, iż nie usłyszeli też satysfakcjonujących odpowiedzi na pytania o czystki polityczne w prokuraturach... - Mamy do czynienia z jednej strony z olbrzymią butą ministra Ćwiąkalskiego, z drugiej - z niestety nie do końca wyjaśnionym udziałem czy jego osobistym, czy kancelarii, w których pracował, w istotnych sprawach. To wszystko sprawia, że nie powinien on pełnić funkcji ministra sprawiedliwości. Zachodzący w niektórych przypadkach konflikt interesów jest bardzo trudny do pokazania opinii publicznej, a niestety władza, jaką dysponuje obecnie pan Ćwiąkalski, jest olbrzymia. Decyzje personalne dotyczące prokuratur i prokuratorów podejmuje się w ministerstwie. W związku z tym podkreślę jeszcze raz - pan minister Ćwiąkalski, który nie jest krystalicznie czystą postacią, nie powinien pełnić takiej funkcji. Jestem bardzo zdziwiony, że premier Donald Tusk zdecydował się firmować ministra Ćwiąkalskiego i jego działania, bo wcześniej czy później odpowiedzialność za nie spadnie na samego premiera. Poseł Arkadiusz Mularczyk powiedział nam, że PiS zbiera przykłady "wpadek Ćwiąkalskiego" i w najbliższym czasie być może przygotuje wniosek o jego odwołanie. - Póki nie minie przysłowiowe sto dni, raczej takiego wniosku nie będzie. Choć muszę przyznać, że moim zdaniem, już jest zgromadzone bardzo dużo materiału, który wystarczyłby do przygotowania wniosku o wotum nieufności wobec ministra Ćwiąkalskiego. Ale tak jak mówiłem, poczynania tego rządu będziemy recenzować, gdy minie sto dni. Choć gdybym miał dzisiaj wytypować ministrów, którzy w ostatnim czasie podjęli szkodliwe dla Polski decyzje, to w pierwszej trójce znaleźliby się: minister skarbu, minister sprawiedliwości i minister rozwoju regionalnego. W każdym z tych trzech resortów w ostatnich tygodniach podjęto skandaliczne decyzje, wywołujące niekorzystny efekt dla Polski. A Ministerstwo Gospodarki? Waldemar Pawlak umorzył pół miliarda zł kary dla firmy J&S Energy, podając przy tym bardzo wątpliwe uzasadnienie. Czy, Pana zdaniem, minister Ćwiąkalski "nie zaspał" w tym przypadku? Czy nie powinien z urzędu wszcząć - wobec licznych kontrowersji - postępowania sprawdzającego podstawy i tło wydania takiej decyzji? - PiS oddało władzę de facto w sytuacji podejrzenia wzięcia łapówki około 1 mln zł przez wicepremiera i ministra rolnictwa. Zdecydowaliśmy się rozwiązać koalicję, pozwolić działać organom wymiaru sprawiedliwości. Dziś mamy do czynienia z kontrowersyjnym umorzeniem kary w wysokości około 500 mln zł, w gruncie rzeczy podarowanej pewnej firmie decyzją wicepremiera rządu Tuska - i nikt nie mówi o tym, że decyzja umarzająca karę jest bardzo wątpliwa i niejasna. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-05

Autor: wa