LIST OTWARTY
Treść
Szczecin, 16.03.2008 r. Pragniemy zabrać głos w sprawie rzekomych przypadków molestowania seksualnego wychowanków Ogniska im. Św. Brata Alberta w Szczecinie w latach 1992-1995 przez ks. Andrzeja Dymera. Piszemy "rzekomych", ponieważ wyrok mediów i opinii publicznej już zapadł - bez sądu, bez wiarygodnej i bezstronnej oceny materiału dowodowego i wnikliwego wysłuchania wszystkich stron i świadków. Dla jasności - tak jak większość społeczeństwa jesteśmy zwolennikami szybkiego ujawniania przypadków molestowania seksualnego i dogłębnego badania spraw, a w przypadku potwierdzenia winy surowego karania sprawców. Jednak przesądzać o winie lub jej braku możemy tylko po wyroku sądu - kościelnego lub cywilnego. W przypadku ks. Andrzeja Dymera media "przesądziły" już o jego winie - oczyszczenie się z tych zarzutów wyrokiem sądu kościelnego zajmie kilka miesięcy, wyrok sądu cywilnego to prawdopodobnie kwestia kilku lat. Czy opinia publiczna i dziennikarze relacjonujący "aferę" zadali sobie jedno podstawowe pytanie: co jeśli ksiądz Andrzej Dymer jest niewinny? Sądzimy, że niewiele osób, które nie znają Go osobiście, a śledzą wydarzenia tylko tak, jak są przedstawiane w mediach, może zakładać taką możliwość. Wyrok sądu kościelnego, który zapadnie za kilka miesięcy, jeśli będzie uniewinniający, zostanie opisany pewnie w formie niewielkiego artykułu, którego nie zauważy większość czytelników. Jakaż będzie to rekompensata w stosunku do kilkunastu stron poświęconych "aferze" tylko w okresie od 10 do 16 marca 2008 roku, nie mówiąc o licznych relacjach telewizyjnych? Skoro mowa o rekompensacie - zastanówmy się, jak działają obecnie media? W poniedziałek, 10 marca br., "Gazeta Wyborcza" informuje o sprawie, wcześniej reklamując tekst pod tytułem "Ukryty grzech Kościoła" w piątkowym wydaniu (07.03.2008, s. 19). Temat podchwytuje telewizja - cała Polska już wie o sprawie. Szok, jaki przeżyłby każdy z nas, gdyby to on znalazł się w środku tego cyklonu, byłby na pewno paraliżujący. Nie sądzę, aby nawet najbardziej niewinny i silny psychicznie człowiek, gdyby spotkało go to, co ks. Andrzeja Dymera w dzień opublikowania pierwszego artykułu, miał siłę się tłumaczyć i wyjaśniać. Można to porównać do druzgocącego ciosu nokautującego, po którym powrót do "przytomności" zajmie co najmniej kilka dni. Człowiek niewinny, o słabszej niż ks. Andrzej konstrukcji psychicznej, rozważałby na pewno najgorsze scenariusze - włącznie z targnięciem się na własne życie. Strasznie jest być oskarżonym o czyny podłe, bez możliwości skutecznej obrony. W takiej sytuacji jest ks. Andrzej Dymer. Jak "Gazeta Wyborcza" relacjonuje sprawę? Oto przykłady: "Przez lata ukrywali straszną prawdę" ("GW" z 10.03.2008, s. 1); "Wczoraj Polsat ujawnił nazwisko księdza Andrzeja - Dymer" ("GW z 12.03.2008, s. 1); Katarzyna Wiśniewska: "'Gazeta' opisała, jak biskupi przez lata zwlekali z rozwiązaniem sprawy szczecińskiego duchownego, który molestował [podkreślenie A. i M. K.] seksualnie nieletnich" ("GW" z 13.03.2008, s. 7); "Molestowanie seksualne opisane przez 'Gazetę' dotyczyło nie tylko dorastających chłopców, ale także dzieci poniżej 15. roku życia. Spowodowało [podkreślenie A. i M. K.] to poważne konsekwencje moralne i psychiczne dla wielu chłopców, a być może sprowokowało samobójstwo jednego z nich. Było to więc poważne przestępstwo [podkreślenie A. i M. K.]" ("GW" z 13.03.2008, s. 9, list Marka Licińskiego); "Ksiądz Andrzej powinien być ukarany za wykorzystywanie seksualne nieletnich i używanie swojej pozycji zwierzchnika wobec ofiar" ("GW" z 15-16.03.2008, s. 8, list Ash Toret); "Tak nam żal tych chłopców, bo ich trudna sytuacja rodzinna, materialna zostały tak okrutnie wykorzystane. Łatwiej nam nawet zrozumieć tego pedofila, bo to może silniejsze od niego, niż biskupów" ("GW" z 15-16.03.2008, s. 8, list Teodozji i Stefana); "Mamy tu do czynienia z klasycznym kryciem przestępcy (...)" ("GW" z 15-16.03.2008, s. 8, list B. Sławika). Jeśli ktoś mógł wątpić w to, że skazujący wyrok na księdza nie został wydany, uważamy, że powyższa garść cytatów przekona go o tym. Pragniemy sprostować tylko, że ksiądz Andrzej Dymer sam ujawnił swój wizerunek i podał swoje dane szczecińskiej telewizji publicznej podczas wtorkowego (11.03.2008) wywiadu. Wśród wszystkich listów ("GW" z 15-16.03.2008, s. 8), a było ich 11, nie ma ani jednego, który broniłby księdza czy chociaż wzywał do nieprzesądzania o jego winie. Czy naprawdę nie przyszedł do redakcji "Gazety Wyborczej" żaden taki list? Jeśli tak było, tym bardziej prosimy o opublikowanie naszego listu - aby choć jeden głos nie stawał po stronie "winny". Jest szereg argumentów, które potwierdzają wersję ks. Andrzeja Dymera: - Proces kościelny zakończy się za kilka miesięcy - czy wobec zwlekania z publicznym ujawnieniem sprawy przez kilkanaście lat nie warto było poczekać jeszcze kilka miesięcy aż do jego rozstrzygnięcia? Atak w tym momencie może stanowić próbę nacisku na sąd, a w przypadku wyroku uniewinniającego być jedyną szansą na spotwarzenie ks. Andrzeja Dymera; - Dlaczego wcześniej nie poinformowano o tym prokuratury? Nie przekonuje nas argument, że chciano "załatwić" sprawę wewnątrz Kościoła, a teraz na kilka miesięcy przed ogłoszeniem wyroku wywleka się ją na łamy prasy; - W toku swej wieloletniej posługi kapłańskiej, z racji pełnionych funkcji, ksiądz stykał się z tysiącami dzieci i młodzieży, uczestniczył w setkach wyjazdów i wycieczek (nie wyolbrzymiamy tych liczb), czy w takim wypadku zarzuty nie dotyczyłyby wielu przypadków molestowania, w różnych okresach (a nie tylko w latach 1992-1995 i zgłaszanych tylko przez grupę skupioną wokół ojca Marka Mogielskiego), tym bardziej że w świetle wiedzy na temat pedofilów, którą posiadamy, wiemy, że takie zachowania musiałyby się powtarzać również po roku 1995, co skutkowałoby kolejnymi pokrzywdzonymi i świadkami; - Wiemy, że pomiędzy o. Markiem Mogielskim a ks. Andrzejem Dymerem doszło do konfliktu - oskarżający może kierować się różnymi motywami; - Za księdzem Andrzejem Dymerem wstawili się ks. bp Stanisław Stefanek i ks. abp Zygmunt Kamiński, którzy uznali oskarżenia za czarną niewdzięczność, potwarz i oczernienie, wstawiło się również za księdzem wiele osób, nauczycieli, pedagogów, wychowawców i uczniów, z którymi wcześniej współpracował; - Nikt nie badał wiarygodności o. Marka Mogielskiego i jego świadków - tak jak zrobiłby to sąd - może się okazać, że nie są to wiarygodni świadkowie, tym bardziej że obecny przewodniczący Rady Miasta Szczecina, Bazyli Baran, który pełnił funkcję psychologa w Ognisku im. Św. Brata Alberta w Szczecinie w czasie, kiedy był tam ks. Andrzej Dymer, ujawnił jeden przypadek molestowania seksualnego, skierowany do prokuratury, który zakończył się skazaniem winnego - czy na tej podstawie można przypuszczać, że nie zrobiłby tego, gdyby molestować miał ksiądz? - Ksiądz Andrzej Dymer nie ukrywał się, już w dzień po publikacji "GW" spotkał się ze szczecińską telewizją publiczną, aby wyjaśnić sytuację; - Ostatni, ale chyba najważniejszy argument - znamy osoby, które chodziły z księdzem Andrzejem Dymerem jeszcze do szkoły średniej, które były z nim na wielu wycieczkach i wyjazdach (sami braliśmy udział w co najmniej kilku) i wszystkie one, słysząc zarzuty, jakie mu się obecnie stawia, reagują z niedowierzaniem i zaprzeczają, aby kiedykolwiek mogły go nawet o coś takiego podejrzewać. Pomówić, zniesławić, spotwarzyć jest łatwo, ciężej jest udowodnić zarzuty, a jeszcze ciężej przeprosić i zadośćuczynić za niesłusznie ciskane kalumnie. Ksiądz Andrzej Dymer poradzi sobie w tej sytuacji, ciekawe, jak zachowają się obecni oskarżyciele po wyroku sądu kościelnego? Anna i Maciej Kulbiccy, uczniowie Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie w latach 1996-2000 "Nasz Dziennik" 2008-03-20
Autor: wa