Mamy podejście histeryczne, nie historyczne
Treść
Z dr. Mieczysławem Rybą, członkiem Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Zenon Baranowski Lech Wałęsa grozi wniesieniem pozwów przeciwko prezesowi IPN i dwóm historykom, autorom książki o nim. Czy były prezydent idzie na wojnę z Instytutem? - Pozew przeciwko prezesowi Januszowi Kurtyce wydaje się od strony formalnoprawnej czymś dziwacznym. Kwestia jest tego typu, że z tego, co pan prezydent mówi, wynika, iż jego główne argumenty dotyczą wyroku sądu i w oparciu o niego krytykuje badania tych dwóch naukowców. Pamiętajmy, że dotarli oni do innych jeszcze źródeł, a ponadto ta praca nie ma charakteru lustracyjnego, tylko historyczny. W związku z czym, jeśli już mówimy o pewnej dyskusji, jaka się tutaj powinna odbyć, to na pewno nie na sali sądowej, ponieważ chodzi tu o merytoryczną ocenę dokumentów, które są albo wiarygodne, albo nie. Moim zdaniem, mamy tutaj do czynienia z takim zgiełkiem medialnym, który ma zakrzyczeć merytoryczną dyskusję. Książka nie została jeszcze wydana, praktycznie przez nikogo nie przeczytana, a już jest krytykowana, tak jakby jej treść znano od kilku lat. Ze strony przeciwników tej publikacji padają argumenty, że historycy IPN powinni zajmować się dziejami do roku 1990, tak jak mówi ustawa, a nie później... - W tym przypadku pojawia się problem oceny źródeł, czy też oceny, dlaczego są one niekompletne. Dlatego autorzy podjęli się tej refleksji z lat 90. ze względu na to, że ich zdaniem działania, które zostały podjęte wówczas, po prostu zdekompletowały dokumenty dotyczące epoki lat 70. Nie jest tak, że bada się historię oderwaną od tamtych czasów, ponieważ pozostaje ona w bezpośredniej relacji do tego, co źródła mówią o latach 70. I tutaj autorzy postawili pytanie, dlaczego te źródła są niekompletne. Starali się na to odpowiedzieć, analizując działania, które miały miejsce w latach 90. Pan także jest historykiem. Jak Pan zareaguje na zarzuty wobec Cenckiewicza i Gontarczyka o uchybienia warsztatowe i brak obiektywizmu oraz że powinni się tym tematem zająć inni historycy? - Myślę, że tym problemem powinni się zajmować różni historycy. Jednak jak na razie nie chciał się tym nikt zająć, a materiały są dostępne. Ja oczywiście jeszcze książki nie czytałem. Natomiast z tego co wiem, była ona recenzowana przez czterech recenzentów, uznanych uniwersyteckich historyków, mających duże doświadczenie. I zanim Instytut zdecydował, żeby wydać książkę Cenckiewicza i Gontarczyka, te recenzje musiały być pozytywne, i z tego co wiem, one mają taki charakter. Autorzy mają bardzo duże doświadczenie w analizie akt SB. Pamiętajmy, że nie jest tak prosto poruszać się w bardzo specyficznych zbiorach IPN. Wydali wiele publikacji, przejrzeli wiele akt i krytycznie je oceniali. W związku z czym merytorycznych podstaw do takiego ataku na nich nie ma. Książka zawiera odbitki dokumentów, a historycy będą mogli zweryfikować jej treść z dokumentami archiwalnymi... - Właśnie. Publikacja niebawem się ukaże i każdy z tych przedstawianych dokumentów będzie można skonfrontować w relacji do innych dokumentów, które są obecne. Można zbadać autentyczność papieru, autentyczność druku, autentyczność podpisu, są różne metody. I to jest dopiero merytoryczne, krytyczne podejście. Natomiast my mamy nie tyle historyczne, ile histeryczne podejście. To zupełnie coś innego. Politycy koalicji, m.in. premier, marszałek Sejmu, przypisują działania polityczne historykom IPN... - Z tego co rozumiem, z wypowiedzi premiera wynika, że on nie tyle krytykował autorów, ile polityków, którzy wyciągają wnioski na kanwie tej książki. Ale rzeczywiście, marszałek Komorowski jednoznacznie skrytykował tę pozycję. Jednak to nie są tylko te dwie wypowiedzi. Jest ich cały szereg. Rzeczywiście, ta książka budzi emocje, przede wszystkim dlatego, że dotyczy postaci związanych z Lechem Wałęsą, które funkcjonują w życiu politycznym do dzisiaj. Przypomnę, że mało kto zauważył, iż Ryszard Świętek wydał książkę "Lodowa ściana" o związkach Józefa Piłsudskiego z wywiadem austriackim przed i w czasie I wojny światowej, i nie tylko z tym wywiadem. Ta pozycja prawie nie została zauważona, a na pewno na płaszczyźnie publicystycznej. Ponieważ okres jest daleki, to i refleksja jest bardziej chłodna. Tutaj wszystko jest na gorąco, należy podkreślić, że lata 90. to jest czas funkcjonowania tzw. grubej kreski. To powoduje ciągły brak rozliczenia się z przeszłością i nieocenienie jej prawdziwościowo, bo o to tu chodzi. Tu nie chodzi o lustrację, ale historyczną, czyli prawdziwościową, ocenę tych wypadków. Natomiast jeżeli mówimy o rzeczowym podejściu, a tego należałoby wymagać od intelektualistów, od mediów, i jeżeli się mówi, że to, co jest przedstawione w tej książce, nie jest prawdziwe, to powstaje pytanie, gdzie jest błąd. A błąd w książce historycznej, naukowej daje się wykazać poprzez konkret, a nie poprzez zaklinanie rzeczywistości. Wałęsa zarzuca historykom, że nie porozmawiali z nim, tymczasem okazuje się, iż oni występowali o to, tylko spotkali się z odmową. - To pokazuje, że mamy do czynienia z olbrzymią histerią. Jeśli Wałęsa reaguje niezwykle emocjonalnie, to tym bardziej zaciemnia istotę sporu, która jest merytoryczna, a tu przechodzimy na płaszczyznę emocjonalną i przepychanki polityczne. Ale prawdy zakrzyczeć się nie da i po prostu tak czy inaczej niebawem się ukaże ta książka. Ona będzie się bronić lub nie tym, co zawiera, a nie tym, kto jakie emocje na jej tle wyraża. Pamiętajmy o tym, że jest to przede wszystkim wydawnictwo źródłowe, każdy historyk będzie mógł je ocenić i zweryfikować, w związku z czym to nie jest kwestia histerii, którą należałoby wytłumić i podejść rzeczowo do sprawy. Podejście rzeczowe jest prawdziwościowe i pomaga nam zrozumieć najnowszą historię w sposób pełniejszy. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-06-20
Autor: wa