Moralni paralitycy
Treść
PRZEMYŚL I DZIAŁAJ
Gilbert Keith Chesterton
Kiedy zanika jakiś kolejny element dawnego poczucia przyzwoitości, uznaje się za normalne, że ludzie są odtąd nieprzyzwoici w tak samo nudny sposób, jak kiedyś byli przyzwoici. Twierdzenie, że wnuki „szybko przyzwyczajają się” do czegoś, o co ich dziadowie toczyli śmiertelne pojedynki, sugeruje, że wnuki znalazły nowy, lepszy sposób na życie, zamiast ginąć na wzór swoich dziadów. Od strony psychologicznej fakty są jednak zupełnie inne. Ludzie, którzy toczyli pojedynki, mogli być przewrażliwieni czy wręcz ekscentryczni, ale byli żywi, naprawdę żywi. Dlatego właśnie ginęli. Ich wrażliwość była autentyczna i intensywna, gdyż umieli czuć coś, czego ich wnuki już nie odczuwają – różnicę między jedną rzeczą a drugą. To bystrzejsze, nie zaś zmęczone oczy dostrzegą, że kolor niebieski nie jest bynajmniej taki sam, jak zielony. Daltonista zobaczy te kolory jako jedną i tę samą szarość. To ostrzejszy, nie zaś przytępiony słuch, odbierze w mowie subtelną różnicę między niewinnością a ironią lub między ironią a zniewagą. (…) Mało kto pojmuje, że taki zanik różnicowania dokładnie odpowiada obecnej stępionej i zobojętniałej anarchii w dziedzinie moralności i manier. A zatem niech nowoczesna dziewczyna nie szczyci się, że jej prababka byłaby zaszokowana tym, co ona uważa za normalne. Może to oznaczać, że jej prababka była istotą pełną życia i wrażliwości, podczas gdy ona jest moralną paralityczką.
Fragment eseju „About Shamelesness” ze zbioru „As I was saling”, 1936 r.
Postęp w dziedzinie techniki jest niezaprzeczalny. Ale to nie znaczy, że pociąga on za sobą automatycznie postęp w innych dziedzinach, takich choćby jak sztuka czy właśnie moralność. W miejsce dawnych arcydzieł powstają kicze lub antysztuka, a zdrowe obyczaje toczy robak chamstwa, czasem w limuzynie, a czasem na wysokim stołku.
Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 15 grudnia 2014
Autor: mj