Nie wykluczam pozostania w polityce
Treść
Z Januszem Kaczmarkiem, byłym szefem MSWiA, rozmawia Wojciech Wybranowski Znienacka stał się Pan swoistym języczkiem u wagi na polskiej scenie politycznej. Spodobała się Panu polityka? Myśli Pan o budowie własnego ugrupowania? - Nie jest wykluczone, że pozostanę w polityce. Na obecnym etapie tak naprawdę nie mogę niczego wykluczyć. Aczkolwiek tak długo, jak długo będę mógł, starał się będę pozostać niezależnym politycznie. Apolityczność do tej pory była istotą moich działań, stąd też nie ukrywam, że słowa, które padły z ust pana Romana Giertycha przy okazji rozmów o rządzie zgody narodowej i mojej kandydaturze na fotel premiera, że jest to inicjatywa ponadpolityczna, wpłynęły na to, że uzyskał moją zgodę. Ze zdymisjonowanego i podejrzanego o "przeciek" ministra spraw wewnętrznych i administracji stał się Pan kandydatem na fotel premiera. Człowiekiem, który - jak chcą Roman Giertych i Andrzej Lepper - ma "odsunąć Kaczyńskiego"... - Kontaktował się ze mną pan Roman Giertych, który oświadczył, że rozmawia ze mną z inicjatywy grupy posłów, grupy parlamentarnej. Powiedział też, że jest to jego osobista inicjatywa i mam tego też nie traktować jako propozycji partyjnej. Mówił, że będzie starał się o uzyskanie większości dla mojego rządu - jak to określił - rządu zgody narodowej. Zapewnił również, że będzie rozmawiał ze wszystkimi ugrupowaniami w Sejmie. To zadecydowało, że podjąłem decyzję o ewentualnym ubieganiu się o stanowisko premiera nowego rządu, o ile dojdzie do dymisji rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego. Uważam, że w aktualnej sytuacji nie można stać z boku i nie reagować, gdy dokonuje się zamachu na podstawy demokracji poprzez zwalczanie przeciwników politycznych, przy wykorzystaniu tajnych służb. Przyznaję, że przed podjęciem decyzji rozmawiałem z wieloma bliskimi mi osobami. W poniedziałek o godzinie 14.00 skontaktowałem się z panem Giertychem i wyraziłem swoją zgodę. Mogę jedynie dodać, że pan Roman Giertych zobowiązał się, iż będzie rozmawiał z wieloma ugrupowaniami partyjnymi na temat większości dla tego rządu. Właśnie co do tej daty są pewne rozbieżności. Pismo ze zgodą na kandydowanie na fotel premiera zostało wysłane z datą wcześniejszą niż - jak Pan sam twierdzi - miał miejsce sam moment podjęcia decyzji... - Pismo zostało złożone w poniedziałek, zgoda była w poniedziałek. Rzecz jest bardzo prozaiczna i wiąże się z wcześniejszym wpisaniem daty na piśmie, które podpisałem. Ale według informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", politycy LPR i Samoobrony rozmawiali z Panem już wcześniej. Praktycznie od chwili, kiedy zaczęła pękać koalicja i okazało się, że mogą znaleźć się poza rządem... - Ze mną? Z nikim wcześniej nie rozmawiałem. To była pierwsza rozmowa z Romanem Giertychem. Jeden z polityków Samoobrony mówił, że takie rozmowy z Panem prowadzone były od dwóch tygodni. I druga rzecz - czy nie czuje się Pan trochę manipulowany? Giertych w wywiadzie dla TVN mówił, że prosił Pana o ukrycie informacji o Pańskiej ewentualnej kandydaturze, bo być może on sam nie zostanie zdymisjonowany. Czyli jeśli on traci stołek, to Kaczyński zły, Kaczmarek dobry. Ale jeśli on sam jako Roman Giertych pozostaje w rządzie, to "Kaczyński już nie musi odejść"? - Nie mam takiej wiedzy. Rozmawia pan ze mną, ja to panu relacjonuję. To była dla mnie pierwsza tego typu rozmowa. Nie ukrywam, że w takiej trudnej sytuacji, w jakiej się znalazłem, gdy wszyscy mnie atakują, to była osoba, której inicjatywę odbieram jako chęć podania mi ręki. Choć głosów poparcia i otuchy otrzymuję wiele. Płyną do mnie z różnych środowisk i od różnych osób. Otrzymałem już kilkaset sms-ów z bardzo dla mnie pozytywnymi głosami. Jeżeli chodzi o poparcie polityczne, to poparcie ze strony Giertycha było pierwszym takim sygnałem. Nie prowadziliśmy ani z panem Giertychem, ani z nikim z jego ugrupowania takich spekulacji, co by było gdyby. Jeszcze raz podkreślam: mowa była o tworzeniu rządu zgody narodowej i ponadpolitycznym poparciu. Rząd jedności narodowej - to brzmi trochę jak powtórka z PRL i czasów "frontu jedności narodu". Jednym z powodów Pana dymisji - zdaniem środowiska Jarosława Kaczyńskiego, co ujawniliśmy, jako pierwsi, a co kilka dni po nas ze swoistą rzetelnością "odkryła" TVP - było ponoć zatajenie Pana politycznej przeszłości - członkostwa w PZPR. W ankietach, jakie Pan wypełniał, tego nie ma. - Niczego nie zatajałem. Wszystkie informacje o mojej przeszłości są w moich aktach. Każdy pracodawca, w tym przypadku premier Jarosław Kaczyński, znał te informacje. O kursie na oficera politycznego PRL tzw. politruka też? - Pan Lech Kaczyński zna moją przeszłość. Nie obawia się Pan sytuacji, w której Pana powrót do kraju jako już niezdymisjonowanego ministra, ale kontrkandydata na fotel premiera spowoduje zmasowane działania służb specjalnych przeciwko Panu? - Ja panu powiem tak: te działania i tak trwają. Ja ich doświadczam na co dzień, dlatego jestem przygotowany na ich eskalację. Obawiam się, że moi przeciwnicy mogą posunąć się nawet do próby zatrzymania, zastraszania. Na pewno prowadzone są skandaliczne działania w stosunku do mojej rodziny, moich współpracowników, osób, które z całą sprawą rzekomego "przecieku" - podobnie zresztą jak ja - nie mają nic wspólnego. Wróćmy jeszcze na chwilę do sprawy Pana kandydatury na premiera rządu RP. Czy oprócz Romana Giertycha uzyskał Pan jakieś poparcie w tej kwestii? Jakieś wstępne deklaracje, zaproszenia na rozmowy? - Jeżeli chodzi o polityczne rozważania, to były one prowadzone wyłącznie z panem Romanem Giertychem. Natomiast miałem wiele słów poparcia ze strony przyjaciół, bliskich znajomych, ludzi ze świata polityki, ale wyrażanych nie na zasadzie jakichś zobowiązań, ale zwykłej sympatii. Ze strony Samoobrony nie miałem żadnych deklaracji. Jarosław Kaczyński powiedział, że nominacja Pana na stanowisko szefa MSWiA to jego poważny błąd. Czy Pan też uważa, że przyjęcie funkcji ministerialnej w tym rządzie było błędem? Żałuje Pan sześciu miesięcy na czele resortu spraw wewnętrznych i administracji? - Przypomnę, że ja nie chciałem zostać ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Przez dwa dni namawiano mnie, żebym wyraził taką zgodę, bo jestem jedyną osobą, która gwarantuje prawidłowość działania tego resortu. Osobiście mówił mi to premier Jarosław Kaczyński. W okresie pół roku sprawowania przeze mnie funkcji ministra wdrożyłem program dotyczący bezpiecznych miast. W wielu miejscowościach weszła policja i zatrzymywała zwykłych kryminalistów, chuliganów w oparciu o ten program. Nie da się już go zatrzymać, jest realizowany w małych aglomeracjach. Co więcej, doprowadziłem do sytuacji od strony technicznej i osobowej, prawnej, że możemy wchodzić z podniesioną głową do Schengen. Stąd pewne konkrety, których nie da się po prostu zatrzymać, a które będą pozytywnie świadczyć o mojej osobie. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2007-08-16
Autor: wa