Pływalnia imponuje, musztry już nie
Treść
Rozmowa z Pawłem Słomińskim, głównym trenerem pływackiej reprezentacji Polski Jest Pan zadowolony z dotychczasowego przebiegu olimpijskich przygotowań? - Tak. Zrobiliśmy, co mogliśmy, szczególnie w ostatnim okresie, od Świąt Bożego Narodzenia, udało nam się zrealizować wszystkie założenia. Jedyny problem mam z Otylią Jędrzejczak. Jak wiadomo, miała ona dość długą przerwę po mistrzostwach Europy na krótkim basenie, pojawiły się przez to treningowe zaległości. Ale Otylia jest tak wyjątkową zawodniczką, że nie ma co rozdzierać szat. Natomiast pozostali moi podopieczni idą wyznaczoną drogą, wykonują plan i mam nadzieję, że w pierwszym etapie zdobędą olimpijską kwalifikację, a w drugim będą mogli spokojnie przygotowywać się do godnego występu w Pekinie. Za Państwem ciężkie zgrupowania i treningi oraz rodzynek, czyli przedolimpijska próba w stolicy Chin. Jakie wrażenie wywarła na Panu sama pływalnia i otoczka zawodów? - Obiekt jest kolosalny, robi wrażenie, na pewno jest ciekawie zaprojektowany pod względem architektonicznym, prezentuje się efektownie, ale akurat to nie będzie miało wielkiego wpływu, jeśli chodzi o wyniki. Wydaje mi się - a to jest już ważniejsze - że pływalnia jest i wewnątrz przyjazna zawodnikom, przestronna, ma dużo miejsca na komunikację. Niecka basenu jest głęboka, kwestie fal czy prądów wytwarzanych pod wodą schodzą na dalszy plan. Ogólnie żałuję tylko tego, że musimy Chińczykom takiego obiektu zazdrościć, bo chyba nigdy podobnego się w Polsce nie doczekamy. Co do samej organizacji, otoczki zawodów - zostawiała już trochę do życzenia. Niedopuszczalna była choćby sama forma kierowania ruchem zawodników przez wolontariuszy, która na początku budziła śmiech, potem zdziwienie, a na końcu denerwowała. Pływak, który ma za chwilę pojawić się na starcie i z tego powodu już przeżywa stres, nie powinien być "obsługiwany" na zasadzie komend i wojskowej musztry. Taki młody człowiek musi mieć miejsce i czas dla siebie choćby po to, aby się porozciągać, zrobić różne ćwiczenia oddechowe czy najzwyczajniej w świecie się wyciszyć. A tu gospodarze chcieli, by wszystko było robione na gwizdek: wstać, siąść, przejść, podejść itd. Niezrozumiałe. Mam nadzieję, że MKOl i FINA [Międzynarodowa Federacja Pływania - przyp. red.] odpowiadające za przebieg rywalizacji coś z tym zrobią. Po raz pierwszy nasza kadra przygotowuje się do kluczowych zawodów nie razem, ale w grupach z "indywidualnymi" trenerami. Jakie Pan dostrzega plusy i minusy takiej sytuacji? - Plusem jest na pewno fakt, że w ostatnim momencie przygotowań do ważnej imprezy mniejsze grupy pozwalają na lepszy kontakt trenera z zawodnikiem i na odwrót. Wiąże się z tym również sama obsługa treningu, gdzie można poświęcić podopiecznemu więcej czasu. Dotychczas prowadziłem reprezentację, w której było kilkanaście osób i komfort pracy na pewno był z tego powodu mniejszy. Sporym problemem jest za to organizacja, czyli wszystko to, co jest związane z dopracowywaniem szczegółów. Grupy trenują w różnych zakątkach świata, mają różne potrzeby, my nie mamy możliwości zapewnienia choćby takiej samej opieki lekarskiej wszystkim w jednym czasie. Ostatnio o igrzyskach mówi się i będzie się mówić więcej w miarę, jak się będą zbliżać. Najnowszym hitem są nowe, podobno rewelacyjne i rewolucyjne kostiumy, których użyją na igrzyskach niektórzy zawodnicy. Co Pan na to? - Zwykle tuż przed igrzyskami wypuszczany jest jakiś produkt awizowany jako rewelacyjny. Podobnie było z pierwszą "skórą rekina", ale ona faktycznie była czymś nadzwyczajnym i przesunęła wszystkie wyniki bardzo mocno do przodu. Cały czas jest zresztą doskonalona. Dziś nie ma szwów, nitek i myślę, że nic bardziej nowatorskiego, przełomowego już się nie pojawi. Przynajmniej w najbliższych latach. Dziś można walczyć tylko o poprawę detali przekładających się na ułamki sekund. Wprowadzane nowinki nie będą aż tak bardzo odczuwalne dla zawodnika. Zresztą niedługo i Otylia, i Paweł Korzeniowski będą testowali nowe kostiumy, jesteśmy ciekawi, z jakim efektem. Kolejna nowość to słupki startowe, które już wywołały sporo kontrowersji. - No tak, w założeniu producenta dzięki pochylonej pod kątem kilkudziesięciu stopni ściance - przesuwnej, dostosowanej do wykroku - zawodnik ma się wybijać do przodu zdecydowanie szybciej. Czy to będzie rewolucja, nie wiem. Pewnie siła odbicia z tylnej nogi wzrośnie, ale i tak wydaje mi się, że zawodnik tak naprawdę wybija się z nogi przedniej. Natomiast inną kwestią jest, że taki słupek powinien być dostarczony pływakom wcześniej, żeby się mogli do niego przyzwyczaić. Nie może być tak, że jedni go otrzymają, a drudzy zobaczą dopiero na olimpiadzie. Podczas przedolimpijskiej próby nasi reprezentanci korzystali ze specjalnego namiotu tlenowego - jakie daje on korzyści? - Zależy od tego, jak się go stosuje. Z jednej strony można tłoczyć do niego powietrze o obniżonej zawartości tlenu, dzięki czemu stwarza się warunki niczym w wysokich górach. A jedna z metod górskich przygotowań to "wysoko-nisko", czyli mieszkasz na wysokości, a trenujesz niżej. W namiocie, niczym w górach, można zatem spać, a zajęcia przeprowadzać w normalnych warunkach. A druga funkcja polega na nasyceniu namiotu bogatszą mieszanką tlenu od tej, którą oddychamy na co dzień. Dzięki temu przyspiesza się regenerację, człowiek może szybciej odpocząć, jest bardziej sprawny i przygotowany do większego wysiłku. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-02-16
Autor: wa