Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Po laptopowej afera naradowa

Treść

Łódzcy prokuratorzy prowadzą ściśle tajne śledztwo dotyczące spotkań i narad byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego z... ministrami jego własnego rządu. W kręgu zainteresowania śledczych są przede wszystkim spotkania i rozmowy Kaczyńskiego ze Zbigniewem Ziobrą i szefami tzw. resortów siłowych. Śledztwo wyłączono do odrębnego prowadzenia z postępowania dotyczącego okoliczności śmierci Barbary Blidy. Zdaniem posłów opozycji, może to być pretekst do objęcia tzw. czynnościami operacyjnymi tych polityków obecnej opozycji, którzy wchodzili w skład rządu Jarosława Kaczyńskiego. Jak się dowiedzieliśmy, prokuratorzy mają polecenie koncentrować się na byłym premierze, szefie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Bogdanie Święczkowskim, szefie Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariuszu Kamińskim i byłym ministrze sprawiedliwości. Zbigniewa Ziobrę przesłuchano wczoraj w kancelarii tajnej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jarosław Kaczyński jako premier kontaktował się z niektórymi ze swoich ministrów, odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo państwa nie tylko podczas posiedzeń Rady Ministrów. To, co wydawałoby się zupełnie oczywiste w przypadku działań osoby, która odpowiada za całość prac rządu, stało się pretekstem do wszczęcia tajnego śledztwa prowadzonego przez łódzką prokuraturę. Asumpt do czynności śledczych dały informacje o spotkaniu u ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, na którym miano dyskutować o sprawie mafii węglowej i tzw. sprawie Barbary Blidy, byłej posłanki SLD. Ten wątek, według naszych informatorów, wyłączono do prowadzenia w odrębnym spotkaniu i rozszerzono o inne spotkania szefa byłego rządu z podlegającymi mu ministrami. Jak ustaliliśmy, łódzkich śledczych interesują przede wszystkim spotkania Jarosława Kaczyńskiego z Bogdanem Święczkowskim, byłym szefem ABW, Mariuszem Kamińskim, szefem CBA, i Zbigniewem Ziobrą, byłym ministrem sprawiedliwości. Nasi informatorzy mówią, że łódzkim prokuratorom nakazano "z bardzo wysokiego szczebla" prowadzenie takiego postępowania, a także że przez kierownictwo resortu sprawiedliwości jest ono traktowane jako "specjalnego znaczenia". Na ten fakt może wskazywać niezwykle pospieszny tryb przesłuchania niektórych polityków rządu Kaczyńskiego. By odebrać zeznania Zbigniewa Ziobry, łódzcy prokuratorzy przyjechali do Warszawy. Do przesłuchania miało dojść wczoraj kilka minut po godzinie 14.00 w prokuraturze okręgowej przy ulicy Chocimskiej. - Ponieważ postępowanie jest tajne, nie będę rozmawiał o szczegółach, mogę tylko potwierdzić, dzisiaj mam zostać przesłuchany - powiedział nam wczoraj Zbigniew Ziobro. Były minister sprawiedliwości nie ukrywa, że, jego zdaniem, to kolejne, po klęsce, jaką była rozdmuchana przez Ministerstwo Sprawiedliwości "afera laptopowa", śledztwo polityczne. - Jakie będą kolejne podejrzenia i preteksty? Że Jarosław Kaczyński czy ja pracowaliśmy do późna w nocy, więc paląc światło w gabinecie, naraziliśmy Skarb Państwa na straty? Nic mnie nie zdziwi - ironizuje Ziobro. O wyjaśnienia w tej sprawie poprosiliśmy rzecznika Prokuratury Okręgowej w Łodzi prokuratora Krzysztofa Kopanię. - Mogę tylko potwierdzić, że wyłączono do osobnego prowadzenia wątek dotyczący narad u premiera Kaczyńskiego i związanych z tym materiałów. A także, że w środę przesłuchano Zbigniewa Ziobrę. Przesłuchanie odbyło się w kancelarii tajnej, dlatego żadnych informacji ujawnić nie mogę - mówi prokurator Kopania. Zdaniem naszych informatorów - śledczy idą w podobnym kierunku jak w przypadku sprawy spotkania Kaczyńskiego - Ziobry i prokuratora Wojciecha Miłoszewskiego. Łódzkich śledczych interesuje, czy podczas spotkań Kaczyńskiego z ministrami jego rządu przekazywano mu informacje dotyczące bezpieczeństwa wewnętrznego państwa i prowadzonych postępowań. Tyle że w demokratycznym państwie prawa, w którym funkcja szefa rządu jest zbliżona do funkcji menedżera kontrolującego prawidłowość działań poszczególnych departamentów, takie konsultacje premiera i jego współpracowników nie są niczym niezwykłym. Niewykluczone więc, że - jak przekonują zbulwersowani posłowie PiS, których prosiliśmy o komentarz - całe śledztwo może być tylko parawanem pozwalającym na wykorzystywanie służb specjalnych do działań operacyjnych wobec prominentnych polityków opozycji. - Całe postępowanie jest bezprzedmiotowe, zakończy się zapewne umorzeniem. Ale po co robi się takie śledztwa? Z jednej strony, żeby przekonać opinię publiczną, jakoby nie wszystko w działaniach rządu Jarosława Kaczyńskiego było w porządku, rzucić jakiś cień podejrzeń. Ale z drugiej strony, tego rodzaju działania pozwalają objąć środkami operacyjnymi dzisiejszą opozycję. To może być formalny tytuł do śledzenia, podsłuchiwania i inwigilowania konkretnych osób w majestacie tego ułomnego prawa - uważa poseł Karol Karski (PiS). - Takie praktyki są niedopuszczalne w państwie prawa. Jak się okazuje, nie musimy żyć w Birmie czy na Białorusi, wystarczy żyć w Polsce pod rządami Platformy Obywatelskiej - dodaje parlamentarzysta. Poseł Arkadiusz Mularczyk, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, uważa, że w takiej sytuacji łódzcy prokuratorzy powinni dokładnie przyjrzeć się pozaformalnym kontaktom premiera Donalda Tuska z ministrami rządu PO - PSL. - Mieszkając w hotelu sejmowym, widzę co drugi dzień, jak w pokojach pana premiera Tuska czy ministra Drzewieckiego spotyka się na nieformalnych rozmowach pół Rady Ministrów. Pytanie, co minister Ćwiąkalski, spotykając się w hotelu, przekazuje premierowi Tuskowi, bo sam widziałem, jak spotykali się na gruncie prywatnym, nie służbowym - mówi Mularczyk Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-10-09

Autor: wa