Polscy pływacy wrócili z mistrzostw świata
Treść
Mimo różnych kłopotów uważam, że wracamy z tarczą, nie na tarczy - powiedział wczoraj na warszawskim lotnisku Okęcie główny trener naszej pływackiej kadry Paweł Słomiński. Polacy wrócili z Melbourne zmęczeni i w różnych nastrojach. Najszczęśliwsi byli oczywiście medaliści - złoty Mateusz Sawrymowicz, srebrna i brązowa Otylia Jędrzejczak oraz srebrny Przemysław Stańczyk. Australijskie mistrzostwa były dla naszej grupy próbą generalną przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie i dostarczyły sztabowi szkoleniowemu wiele materiałów do analizy. Być może nawet więcej niż sami trenerzy się spodziewali. W Melbourne uwidoczniły się bowiem skrywane animozje, pojawiły problemy i kłótnie. - Mimo to uważam, że wracamy z tarczą - powiedział wczoraj Paweł Słomiński, dodając: - Podobnie jak z każdej wielkiej imprezy w ostatnich latach przywieźliśmy kilka medali. Nie da się jednak ukryć, iż w Melbourne emocje były ogromne, udzieliły się również mnie. Ale zdobyliśmy cztery medale, co pozwoliło nam uplasować się na szóstym miejscu w świecie i drugim w Europie. Czy możemy zatem mówić, że jesteśmy słabi? Szkoleniowiec nie ukrywał problemów, ale jest przekonany, że do igrzysk zawodnicy zdołają przygotować się perfekcyjnie. Nie wiadomo jednak, kto i w jakiej formie będzie ich przez najbliższe co najmniej półtora roku prowadził. W Melbourne okazało się, że system centralnego szkolenia, który dotąd sprawdzał się doskonale, ma jednak wady. Wszystko wskazuje na to, że sam Słomiński skupi się na pracy z mniejszą grupą pływaków, w której na pewno znajdzie się Otylia Jędrzejczak (a być może i Sławomir Kuczko). Nasza znakomita pływaczka nie chciała jeszcze tego potwierdzić. Wskazała jednak, czego nam brakuje, by jak równi walczyć z najlepszymi - obiektów, obiektów i jeszcze raz obiektów oraz miejsc na zgrupowania. W Australii potwierdziła się siła ośrodka szczecińskiego. Wywodzący się z niego podopieczni trenera Mirosława Drozda - czyli Sawrymowicz i Stańczyk - byli naszymi największymi gwiazdami imprezy. Sawrymowicz wygrał na dystansie 1500 m stylem dowolnym, Stańczyk był drugi na 800 m stylem dowolnym. Na 99 procent wraz z Drozdem będą się do igrzysk przygotowywali m.in. właśnie w Szczecinie. Najszczęśliwszym człowiekiem na Okęciu był wczoraj oczywiście niespodziewany mistrz świata. Jak sam przyznał w żartach, nawet na mecie nie był pewien zwycięstwa, gdyż "tego dnia był przecież prima aprilis". - Długo upewniałem się, czy nie ma żadnej pomyłki - powiedział. Sawrymowicz zyskał niesłychaną motywację do jeszcze cięższej pracy, a jest pewne, iż ambicji i celów do zdobycia mu nie zabraknie. Marzy np. o rekordzie świata. Pisk "Nasz Dziennik" 2007-04-04
Autor: wa