Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polskie radości w Pekinie

Treść

Niedziela była prawdziwie polskim dniem na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Nasi reprezentanci cztery razy stawali na podium, zdobywając po jednym złotym i brązowym oraz dwa srebrne medale. "Mazurka Dąbrowskiego" ze łzami w oczach wysłuchali wioślarze - Adam Korol, Michał Jeliński, Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski. Cztery lata temu na igrzyskach w Atenach nasza czwórka podwójna przegrała podium o 0,07 sekundy. W tamtej osadzie płynęli Korol i Kolbowicz, którzy nigdy nie ukrywali, iż przez moment zastanawiali się nad zakończeniem przygody ze sportem. Na szczęście postanowili walczyć dalej, skład łódki uzupełnili młodzi, Jeliński i Wasielewski. Od mistrzostw świata w japońskim Gifu (2005) panowie przez trzy lata byli niepokonani, wygrywając zawsze w stylu największych mistrzów. Gdy w tym roku w dwóch zawodach Pucharu Świata musieli uznać wyższość rywali - pojawił się niepokój. Spokojni byli tylko sami zawodnicy, którzy konsekwentnie powtarzali: ważne są igrzyska, wszystko, co przed, jest tylko treningiem, jakąś formą przygotowań. Mieli rację. Do Pekinu pojechali w kapitalnej dyspozycji. W kwalifikacjach, półfinale i wczorajszym finale nikt nie był w stanie podjąć z nimi walki. Wygrali w wielkim stylu, a potem, stojąc na najwyższym stopniu podium i słuchając "Mazurka Dąbrowskiego", nie wstydzili się łez. - Ten medal jest jak kropka nad "i", i bez niego wszystkie nasze wcześniejsze sukcesy nie byłyby nic warte - przyznał Jeliński. O ile ta czwórka była faworytem do podium, o tyle czwórka bez sternika wagi lekkiej sprawiła sporą niespodziankę. Łukasz Pawłowski, Bartłomiej Pawełczak, Miłosz Bernatajtys i Paweł Rańda już w półfinale olimpijskich zmagań pokazali się ze znakomitej strony, wysyłając jasny sygnał: "myślimy o podium". Jak zapowiadali - tak zrobili. Wczoraj w finale przegrali tylko z niezwykle mocnymi Duńczykami i sięgnęli po srebrne medale. Mało kto się spodziewał, że o podium będzie walczyła (skutecznie) zapaśniczka Agnieszka Wieszczek. Tak się jednak stało. Nasza zawodniczka w świetnym stylu wywalczyła brązowy medal, wzbudzając sensację. Być może dzięki niej wrócą lepsze dni dla naszych zapasów, mających przecież wspaniałe tradycje, a ostatnio podupadłych? Oby. Wreszcie srebro zdobył Szymon Kołecki w podnoszeniu ciężarów. Sportowiec, który przez ostatnie lata przeżywał wiele trudnych chwil, któremu było pod górkę, a jednak zawsze zwyciężał. Tak było, gdy poddał się operacji kręgosłupa. Wrócił po niej do sportu i w pierwszym starcie został mistrzem Europy. Niebywałe? Pewnie! Tuż przed igrzyskami nabawił się urazu kolana, a jednak ani na moment nie zwątpił w powodzenie pekińskiej misji. Wczoraj, po heroicznej walce, stanął na podium. Choć złota, o którym tak marzył, nie wywalczył, mógł być z siebie dumny. Jeden dzień - cztery medale. Łącznie mamy ich sześć, w tym dwa z najcenniejszego kruszcu. Igrzyska jeszcze trwają, przed nami kolejne emocje, także z Polakami w rolach głównych. Możemy wierzyć, że ten - mimo wszystko skromny - dorobek zostanie przynajmniej podwojony. Kandydatów do kolejnych medali nam bowiem nie brakuje. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-08-18

Autor: wa