Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PSL rośnie na podsłuchach

Treść

Przy okazji kryzysu podsłuchowego ludowcy chcą ulokować swojego człowieka na stanowisku jednego z wiceszefów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Losy wniosku PiS o konstruktywne wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska, którym Sejm zajmie się w przyszłą środę, są właściwie przesądzone. Koalicja jednogłośnie będzie przeciw, a lewica też raczej nie wesprze w tej materii Jarosława Kaczyńskiego. Za to ludowcy – przynajmniej werbalnie – nie są póki co już tak jednoznaczni w sprawie głosowania nad drugim wnioskiem PiS: o odwołanie ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, jednego z czarnych bohaterów afery podsłuchowej. Prezes PSL, wicepremier Janusz Piechociński mówi, że jeśli chodzi o ministra Sienkiewicza, to „wszystko jest możliwe”. Czyli że część ludowych posłów mogłaby w przyszłym tygodniu zagłosować za odwołaniem szefa MSW. Albo też to, że premier złoży do prezydenta Bronisława Komorowskiego wniosek o odwołanie Bartłomieja Sienkiewicza. W to drugie rozwiązania nie wierzą jednak sami posłowie koalicji.

Tusk bowiem nie zwykł ulegać naciskom opozycji i jeśli odwoływał w przeszłości ministrów, to robił to w takim momencie, aby nie powstało wrażenie, że uległ takiej presji. – Temperatura afery podsłuchowej mocno spadła, więc na razie Sienkiewicz może być spokojny o swoje stanowisko. Chyba że wkrótce wypłyną na jaw jakieś nowe taśmy lub fakty, które go bardziej pogrążą – taką opinię usłyszeliśmy od kilku posłów i senatorów Platformy Obywatelskiej. Piechociński zastrzega jednak, że to, jak PSL zachowa się podczas głosowania w Sejmie, rozstrzygnie się w najbliższy poniedziałek podczas spotkania władz koalicji rządowej.

Optymistą w tej materii jest Rafał Grupiński, przewodniczący Klubu Parlamentarnego PO. – Koalicja zachowa się w sprawie ministra Sienkiewicza spójnie i konsekwentnie – stwierdził polityk, przekonany, że ten wniosek podzieli los wcześniejszych inicjatyw o odwołanie ministrów w rządzie Tuska. Także większość polityków PSL, z którymi rozmawialiśmy, jest zdania, że koalicja rządowa to głosowanie również wygra, choć „prywatnie” wyrażają pogląd, że szef MSW powinien zostać odwołany na samym początku afery podsłuchowej. Teraz co prawda i prezes Piechociński, i jego partyjni koledzy deklarują, że oczekują od premiera „zdecydowanych decyzji” personalnych wobec Sienkiewicza, ale nie będą tej kwestii stawiać na ostrzu noża. Bo koalicja musi przetrwać. – Przynajmniej do jesiennych wyborów samorządowych. Gdyby teraz rozpadł się rząd i zapadła decyzja o wcześniejszych wyborach, pogorszyłoby to naszą sytuację przed wyborami samorządowymi, bo debatę publiczną zdominowałyby sprawy krajowe, a nie lokalne. To mogłoby niekorzystnie wpłynąć na nasz wynik wyborczy – tłumaczy osoba z władz krajowych PSL. – A już najgorszym z naszego punktu widzenia rozwiązaniem byłoby połączenie wyborów parlamentarnych z samorządowymi, bo groziłoby to utratą przez stronnictwo części głosów, które zazwyczaj dostajemy podczas wyborów samorządowych, a tracimy w parlamentarnych – dodaje.

Roszada w służbach

Z nieoficjalnych rozmów z politykami koalicji rządowej można wyciągnąć wniosek, że ludowcy przy okazji kryzysu podsłuchowego chcą wzmocnić swoją pozycję w rządzie. Aktywny jest w tej materii wicepremier Piechociński, który swoimi wypowiedziami, wywiadami studzi emocje i ma spowodować, że atmosfera wokół rządu zrobi się mniej gęsta. – Gdy to Piechociński i szef klubu PSL Jan Bury mówią o tym, że koalicja daje sobie dwa miesiące czasu na wyjaśnienie sprawy podsłuchów i zakończenie prokuratorskiego śledztwa w tej kwestii, to chociaż wywołuje to u wielu ludzi irytację, to jednak brzmi bardziej wiarygodnie, niż gdyby mówił o tym Tusk. W ten sposób Piechociński odciąża premiera – mówi nam poseł PO z Mazowsza. – Dla nas to też dobrze, że premier jest teraz mniej widoczny – dodaje.

Ludowcy chcą przy okazji załatwić kilka ważnych personalnych spraw, bo chcieliby umieścić swoich ludzi w kilku ministerstwach i ważnych instytucjach państwowych. Najważniejsza niezałatwiona wciąż sprawa to obsadzenie przez PSL stanowiska jednego z wiceszefów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przez kilka lat (2007-2012) takie stanowisko piastował płk Zdzisław Skorża, któremu awans załatwił ówczesny wicepremier i prezes PSL Waldemar Pawlak. Skorża, gdy Pawlak był premierem rządu pierwszej koalicji SLD – PSL, był wiceszefem UOP i miał ksywę „Mały Pawlak”. To dlatego, że były szef PSL był jego dobrym kolegą z roku podczas studiów na Politechnice Warszawskiej. Gdy jednak wybuchła afera Amber Gold, Skorża stracił stanowisko wiceszefa ABW i był jednym z kilku wysokich funkcjonariuszy służb specjalnych, których Tusk wtedy odwołał. Od tamtej pory PSL nie ma już swojego człowieka na szczycie ABW, ale teraz może to się zmienić. – Na pewno, jak zakończy się śledztwo w sprawie „kelnerskich” podsłuchów, stanowiska będzie musiało stracić znowu kilku wysokich rangą oficerów służb, bo przecież pod ich bokiem nagrywano ministrów. I wtedy zrobi się miejsce dla nowych ludzi – mówi nam jeden z posłów PSL. – Ale nie wiem, kogo prezes Piechociński szykuje do ABW. Chyba jeszcze nie ma ostatecznej decyzji w tej kwestii – zastrzega nasz rozmówca.

Ubój na uboczu

Ceną za wspieranie premiera i Platformy Obywatelskiej nie będzie za to – jak wynika z naszych ustaleń – ustawa przywracająca ubój rytualny. Głosowanie nad jej uchwaleniem ma się odbyć podczas przyszłotygodniowego posiedzenia Sejmu. Gdy PSL próbowało wcześniej przeforsować tę ustawę, część klubu PO była przeciw i projekt przepadł. Dlatego pojawiły się spekulacje, że teraz Platforma będzie „za” w zamian za twarde poparcie dla rządu Tuska ze strony PSL. Ludowcy zaprzeczają jednak, aby zawierano taki układ. – Nie było targów o ubój rytualny – zapewnia minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL). Ale jego partyjni koledzy twierdzą, że sprawa uboju rytualnego była „delikatnie sondowana” w PO. Jednak Tusk nie chce „łamać oporu” w klubie na temat tej ustawy, bo Platforma ma z powodu afery podsłuchowej także wiele wewnętrznych problemów. Premier musi konsolidować partię, odbudowywać swój mocno nadwątlony autorytet i niepotrzebne są mu żadne nowe konflikty wewnętrzne. Ludowcy liczą, że sprawę uboju rytualnego rozstrzygnie po ich myśli, być może za kilka miesięcy, Trybunał Konstytucyjny. Wtedy nie ucierpią na tym relacje wewnątrz koalicji.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 3 lipca 2014

Autor: mj