Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Refundacja w stanie krytycznym

Treść

Spotkanie Donalda Tuska z przedstawicielami Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego nie przyniosło efektów.
Lekarze przedstawili premierowi zastrzeżenia związane z nową ustawą refundacyjną. Nie przekonało to jednak szefa rządu na tyle, by można było mówić o konkretnych obietnicach czy zmianach zapisów ustawy. Lekarze nie otrzymali też gwarancji, że nie będą karani. - Forma tego protestu jest nie do zaakceptowania ze względu na bezpieczeństwo pacjentów, dlatego nie mogę jej uznać za dialog. Nie może być tak, że ustawa, która nie odpowiada pewnej grupie zawodowej, jest łamana - powiedział podczas konferencji prasowej Donald Tusk. Tymczasem setki tysięcy chorych, którzy jeszcze wczoraj liczyli, że dzięki spotkaniu lekarzy z premierem tzw. protest pieczątkowy zostanie zakończony, może być rozczarowanych. Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego, który przed spotkaniem mówił, że zawieszenie protestu będzie możliwe pod warunkiem pisemnej deklaracji premiera dotyczącej zmiany w ustawie refundacyjnej, po rozmowach z Donaldem Tuskiem nie zdecydował się jednoznacznie powiedzieć, czy bliżej jest do zakończenia protestu. Jego zdaniem, premier, który wyraził determinację co do uporządkowania rynku leków, nie wypowiedział się wprost na temat nowelizacji ustawy refundacyjnej. - Myślę, że jest przestrzeń do porozumienia, ale nie oznacza, że ono już jest. Premier, uznając część naszych racji dotyczących względów medycznych, nie złożył jednak żadnych obietnic - zaznaczył prezes Krajewski.
Mimo złych doświadczeń związanych chociażby z ostatnimi w tonie gróźb wypowiedziami premiera lekarze szli na spotkanie z nadzieją, że uda im się zapoznać szefa rządu z ich punktem widzenia. Jak powiedział "Naszemu Dziennikowi" Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, chodzi o konkretne zmiany zapisów w ustawie refundacyjnej, które nakładają na nich biurokratyczne obowiązki weryfikacji, czy dany pacjent jest ubezpieczony, a także decydowania o tym, z jaką refundacją ma być dany lek. Jego zdaniem, konieczne jest przedłużenie terminu wejścia ustawy w życie, a co za tym idzie - lepsze przygotowanie poszczególnych przepisów, tak aby nie godziły w interesy pacjentów i lekarzy.
- Niestety, wciąż żyjemy w kraju, gdzie bardziej liczy się argument siły, a nie siła argumentu. To może niepokoić. Dla bezpieczeństwa pacjentów i pracy lekarzy ta ustawa musi być jak najszybciej zawieszona. W takich warunkach dłużej pracować się nie da - ocenia nasz rozmówca. Lekarze czekają jednak na konkrety, a to oznacza kontynuację protestu i problemy pacjentów. - Ustawa działa, sprowadzając zagrożenie, i dopóki jest to akt prawny obowiązujący, to musimy się przed tym bronić. Trudno leczyć pacjentów, a jednocześnie narażać samych siebie. Protest to nie jest coś, co można uciąć jak kawałek sznurka. Nie jest też czymś, co ma komukolwiek szkodzić. Ma on ustrzec lekarzy od szkody. W tym wypadku protest jest aktem ich samoobrony. Dopóki działa ustawa refundacyjna i póki lekarze są wystawieni na strzał, protest ma sens - dodaje Szramik.
W przekonaniu lekarzy, nowa ustawa refundacyjna i rozporządzenie w sprawie recept godzą w interesy środowiska medycznego, nie chronią też pacjenta. Za wpisanie niewłaściwego stopnia refundacji lekarzom grożą poważne konsekwencje. Za błędnie wypisaną receptę są zobowiązani do zwrotu kwoty nienależnej refundacji wraz z odsetkami. Podobnie jest w przypadku wypisania recepty nieuzasadnionej względami medycznymi bądź niezgodnej z listą leków refundowanych. Lekarze zapowiadają, że będą protestować dalej. To z kolei może doprowadzić do reakcji pacjentów, a wtedy rząd może mieć problem. Prawo i Sprawiedliwość złożyło wniosek o wotum nieufności, domagając się ustąpienia ministra Bartosza Arłukowicza. Według opozycji, szef Ministerstwa Zdrowia, który zapewniał, że przygotowania do wprowadzenia w życie nowej ustawy refundacyjnej idą pełną parą, a pacjentom od Nowego Roku nie będzie groził bałagan, stracił wiarygodność. Wniosek popierają Solidarna Polska oraz Ruch Palikota, z kolei SLD zaapelował do premiera o odwołanie ze stanowiska szefa NFZ Jacka Paszkiewicza. Tymczasem koalicja staje murem za ministrem Arłukowiczem. Szef Klubu Parlamentarnego PSL Jan Bury powiedział, że to lekarze są głównymi odpowiedzialnymi za to, co się dzieje, a minister zdrowia ma rację w sporze z lekarzami. Arytmetyka sejmowa nie pozostawia złudzeń - Arłukowicz pozostanie na stanowisku, ale to sygnał, aby szybko zmienić ustawę, która w obecnej formie wyrządza tak wiele zła.
Tymczasem coraz więcej pacjentów ma problemy z wykupieniem leków. Wojewódzkie oddziały NFZ podkreślają, że ta niedogodność nie jest winą Funduszu, lecz Ministerstwa Zdrowia. - Pacjent, który ma problemy z wykupieniem leku, powinien do nas zadzwonić. My natomiast będziemy się starali wpłynąć na właściciela apteki i na lekarza, który wystawił receptę, by potraktować pacjenta w sposób indywidualny - deklaruje Grażyna Hejda, dyrektor Podkarpackiego Oddziału NFZ. Jednocześnie zapewnia, że wszystkie recepty z pieczątką "Refundacja leku do decyzji NFZ" będą refundowane przez podkarpacki oddział. Lekarze w ten sposób protestują przeciwko nałożeniu na nich obowiązku określania, jaka ulga na lek przysługuje pacjentowi. Choć część aptek realizuje tak wystawione recepty, to zasadniczo chorzy mają problemy z otrzymaniem leków. Brak porozumienia z premierem może oznaczać, że lekarze zaostrzą protest. I nie będą jak do tej pory stawiać pieczątek z napisem "Refundacja leku do decyzji NFZ", lecz zaczną wystawiać recepty ze stuprocentową odpłatnością za leki.
Mariusz Kamieniecki

Nasz Dziennik Czwartek-Piątek, 5-6 stycznia 2012, Nr 4 (4239)

Autor: au