Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd zdany na Komisję

Treść

Rząd zwrócił się już do Komisji Europejskiej o przesunięcie terminu sprzedaży majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Termin, który dała nam na to Komisja, minął wczoraj. Do tego czasu Polska miała sfinalizować sprzedaż majątku stoczni inwestorowi z Kataru. Jeżeli KE nie przychyli się do polskiej prośby, majątek stoczni zostanie rozprzedany po kawałku, a w konsekwencji nadzieje na wznowienie produkcji statków w Gdyni i Szczecinie pozostaną już praktycznie żadne. W tym tygodniu premier Donald Tusk ogłosi, czy minister skarbu Aleksander Grad pozostanie w rządzie.
Minister Skarbu Państwa Aleksander Grad długo zastanawiał się wczoraj, co zakomunikować po sobotnio-niedzielnych rozmowach z Katarczykami. Do niedzieli państwowa agencja z kataru Qatar Investment Authority miała udzielić ostatecznej odpowiedzi, czy będzie zainteresowana nabyciem majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie, po tym jak z transakcji wycofała się inna, niezidentyfikowana bliżej katarska firma Stichting Particulier Fonds Greenrights. Żaden z inwestorów jednak nie dokonał do wczoraj przelewu za majątek stoczni.
Szefa resortu skarbu wyprzedziła wczoraj Komisja Europejska, komunikując, że do Komisji trafił z Polski wniosek o wydłużenie czasu na poszukiwanie inwestora chętnego na zakup majątku stoczni, i zapowiadając, że wniosek będzie uważnie analizowany.
- Ustaliliśmy, że do godziny 18.00 będziemy czekali na przelew od inwestora. Ten przelew nie wpłynął. Stąd uznajemy, że ta dotychczasowa procedura sprzedaży aktywów stoczni Gdyni i Szczecin dobiegła końca. Poinformowaliśmy więc Komisję Europejską, że wpłata nie nastąpiła i wnioskujemy o zgodę na ponowną procedurę sprzedaży tych aktywów w trybie specustawy stoczniowej - poinformował wczoraj minister skarbu Aleksander Grad. Według niego, Komisja Europejska nie powinna mieć nic przeciwko ponownej próbie sprzedaży stoczni w ten sposób, skoro produkcja statków została wygaszona, a stocznie zwolniły pracowników. Zaznaczył, że rząd będzie się starać przekonać Komisję, że sprzedaż majątku stoczni na podstawie stoczniowej specustawy będzie korzystniejsza niż na podstawie prawa upadłościowego, co w takim przypadku może trwać latami.
Wniosek do Komisji miał być planem B rządu, na wypadek gdyby transakcja z Katarczykami nie doszła do skutku. Pod koniec ubiegłego roku Komisja Europejska uznała, że nasze stocznie otrzymały niedozwoloną pomoc publiczną. Dlatego nakazała Polsce bezwarunkową sprzedaż majątku stoczni. Aby przedłużyć nadzieje na wznowienie produkcji statków w Gdyni i Szczecinie, trwają próby znalezienia inwestora, który kupiłby cały ich majątek. Jeżeli żaden chętny się nie znajdzie, to wskutek decyzji Komisji Europejskiej majątek stoczni zostanie podzielony i sprzedany po kawałku, a w konsekwencji o produkcji statków w Gdyni i Szczecinie moglibyśmy praktycznie zapomnieć.
Czy premier Tusk dotrzyma słowa?
Tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego premier Donald Tusk ogłosił, że zjeździł cały świat, ale inwestora dla stoczni znalazł i statki będą tam produkowane. Po wyborach sytuacja się zmieniła. Okazało się, że znaleziony inwestor nie był już zainteresowany zapowiadaną przez premiera transakcją. Donald Tusk jasno jednak ogłosił w lipcu, że jeżeli sprawa naszych stoczni nie znajdzie do końca sierpnia dobrego finału, to z zajmowanym stanowiskiem pożegna się minister skarbu Aleksander Grad.
Okazane przez premiera zdecydowanie w działaniu pozwoliło zapewne dopisać szefowi rządu kilka punktów w rankingu popularności. Obecnie premier już takiej determinacji i stanowczości raczej nie przejawia i wbrew danemu słowu nie ma chyba ochoty dymisjonować swojego ministra. - Kilka dni będę potrzebował jeszcze na szczegółowe wyjaśnienia. Każde rozwiązanie jest możliwe - powiedział premier Tusk. Dodał, że przyszłość ministra Grada w rządzie rozstrzygnie się jeszcze w tym tygodniu.
Sam Grad oświadczył wczoraj, że nie ma sobie nic do zarzucenia. - Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Mam w tej sprawie czyste sumienie. Wszyscy działaliśmy w dobrej wierze, a to, co się wydarzyło, nie ma nic wspólnego z zaniechaniami po stronie Ministerstwa Skarbu Państwa - tłumaczył minister. Zaznaczył jednak, że zdaje sobie sprawę, iż jest również coś takiego jak polityczna odpowiedzialność za działania i pozostaje do dyspozycji premiera.
Wniosku o wotum nieufności wobec ministra Aleksandra Grada nie kwapi się składać opozycja, czekając na ruch premiera. - Pan minister Grad jest złym ministrem, tak jak kilku innych, ale za ten rząd odpowiada premier Donald Tusk, który w sprawie ministra Grada pewne deklaracje złożył - zwróciła uwagę wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości Aleksandra Natalli-Świat.
Zdaniem rzecznika klubu PiS Mariusza Błaszczaka, nie należy jednak przesuwać dyskusji wokół stoczni w stronę dywagacji, czy minister Grad odejdzie, czy też nie, gdyż pozostaje problem miejsc pracy, a także ośmiu tysięcy osób ją tracących w wyniku likwidacji stoczni. - Chcemy zwrócić uwagę na to, że problem polskich stoczni to nie tylko problem dwóch zakładów, ale i setek innych firm, które w mniejszym lub większym stopniu są zależne od współpracy ze stoczniami i gdy ich brakuje, muszą szukać innych kontrahentów. W sytuacji, kiedy w Polsce, mimo niektórych dobrych wyników gospodarczych, jednocześnie spada zatrudnienie, nie możemy się zgodzić, aby w wyniku likwidacji przemysłu stoczniowego w naszym kraju cały szereg firm mógł wpaść w kłopoty - dodała poseł Natalli-Świat.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-09-01

Autor: wa