Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tusk w defensywie

Treść

Wśród działaczy Platformy dominuje przekonanie, że ostatnie kłopoty pokazują słabość rządu. Jego polityka zaczyna uderzać w elektorat partii. - Nie tylko ja mam takie wrażenie, że Donald Tusk nie panuje nad rządem. I sam sobie to zafundował. Bo budował gabinet nie po to, aby sprawnie rządził, tylko po to, żeby umocnić swoją pozycję. A teraz widać, że poza premierem w rządzie nie ma silnych osobowości. Do tego dochodzą jeszcze gafy ministrów, które ośmieszają nie tylko ich samych, ale i nas. Koronnym dowodem na to jest "twórcza działalność" minister sportu Joanny Muchy - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jeden z posłów Platformy. Inny polityk tej partii zaznacza, że premier popełnił kardynalny błąd: nie znając się na wielu sprawach, nie zapewnił sobie odpowiedniego grona doradców. - Premier jako historyk powinien wiedzieć, że wielcy politycy charakteryzowali się tym, iż skupiali wokół siebie wybitne osobowości, doradców, którzy mieli prawo recenzować działania administracji, proponować korekty, zmiany, bez obawy, że za swoją szczerość utracą stanowisko i wpływy. I to przynosiło pozytywne skutki dla państwa i samej władzy. Tymczasem ten rząd jest grupą potakiwaczy, a jeśli nawet ktoś ma swoje zdanie, jak choćby Jarosław Gowin, to jest słaby i Tusk się z nim nie liczy. A Igor Ostachowicz czy Paweł Graś może są biegli w propagandzie, ale nie w rozwiązywaniu rzeczywistych problemów państwa - wyjaśnia osoba z kierownictwa PO. - Gospodarkę Tusk oddał Jackowi Rostowskiemu i Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu, bo premier na tym zupełnie się nie zna. To zaś niestety oznacza, że nasz kraj będzie się dalej zadłużał. A to za jakiś czas odbije się na gospodarce i na naszych notowaniach. Bo prawdziwych reform jakoś na horyzoncie nie widać - dodaje.
- Premier zachowuje się tak, jakby stracił polityczny instynkt - twierdzi poseł PO z Mazowsza. - Weźmy chociażby sprawę umowy ACTA. Sam tryb jej podpisania był skandaliczny. Gorzej, że Donald nie wyciągnął wniosków i zamiast łagodzić sytuację, zaognił ją. Myślał, że jak w swojej kancelarii zorganizuje debatę, to odzyska zaufanie ludzi. Tymczasem debata była kiepsko przygotowana, premier parę razy dał się ponieść emocjom i nic nie zyskał - tłumaczy nasz rozmówca. Jego klubowy kolega dodaje, że premiera zaskoczyła nieprzychylność internautów. Kalkulacje okazały się całkowicie chybione, a szef rządu wyszedł na aroganta, który chce ograniczyć wolność słowa. - Tusk jest w defensywie i nie widać możliwości odwrócenia tego trendu. Rządowi nie udało się też wykreować zastępczego tematu. - Teraz jednak PiS-u nie mamy czym zaatakować - stwierdza poseł Platformy ze Śląska.
Problemy z odczytaniem intencji premiera mają sami politycy Platformy. Nie wiedzą, jakich decyzji rządu mają bronić i do kiedy, bo premier potrafi nagle zmienić zdanie.
Nasi rozmówcy przywołują historię swojego kolegi, który udzielał niedawno wywiadu jednej z lokalnych gazet ze swojego okręgu. Tak jak nakazywały partyjne instrukcje, bronił umowy ACTA. Nie wiedział tylko, że dosłownie kilka minut wcześniej Tusk powiedział, iż Polska może nie ratyfikować ACTA, jeśli będą w tej umowie zapisy godzące w wolność w internecie.

Krzysztof Losz

Nasz Dziennik Poniedziałek, 13 lutego 2012, Nr 36 (4271)



Autor: au