Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Urok mazurskich szutrów

Treść

Rozmowa z Michałem Bębenkiem, kierowcą rajdowym Wygrał Pan w niedzielę Rajd Polski, najważniejszą imprezą samochodową w naszym kraju. To największy sukces w karierze? - Chyba tak. Podczas zawodów nie mogłem na nic narzekać, wszystko układało się po naszej myśli, uniknęliśmy problemów i niechcianych przygód w postaci np. kapci - krótko mówiąc, cały rajd przejechaliśmy perfekcyjnie. Przed rozpoczęciem zmagań stwierdził Pan, że kluczem do sukcesu będzie odpowiednio dobrana taktyka. Co zakładała? - Taktyka była prosta - mieliśmy atakować od samego początku, ze świadomością, że rywale pojadą bardzo, bardzo szybko. Przygotowania rozpoczęliśmy bardzo wcześnie, a ich najważniejszym punktem był start w Rajdzie Agapit, na którym nie tylko przejechaliśmy około 80 kilometrów na szutrach, ale i odpowiednio ustawiliśmy zawieszenie pod specyfikę mazurskich tras i styl mojej jazdy. Wydaje mi się, że to był klucz do sukcesu. Rajd Polski rozpoczął Pan szalenie ostro, wygrywając trzy pierwsze sobotnie odcinki specjalne. - Zbudowałem wtedy przewagę, dość solidną, lecz nie na tyle dużą, abym mógł potem podróżować spokojnie. Zdawałem sobie sprawę, że w niedzielę też trzeba będzie jechać potwornie szybko, żeby nie dać się rywalom, przede wszystkim Bryanowi Bouffier. Francuz tracił do mnie 18 sekund, wszystko jeszcze mogło się zdarzyć. Na szczęście potoczyło się po naszej myśli, w niedzielę udowodniliśmy, że startujący jako pierwszy samochód niekoniecznie musi pełnić funkcję "odkurzacza" czyszczącego trasę, tylko może z powodzeniem uzyskiwać najlepsze czasy. Z jednej strony miał Pan przewagę, z drugiej Bouffier naciskał mocno. Jakie myśli chodziły po głowie w takiej sytuacji? Naciskał Pan cały czas gaz do dechy czy starał się kalkulować? - Starałem się nie prostować prawej nogi cały czas i nie iść na aferę (śmiech). A mówiąc poważnie, specyfika rajdów polega na tym, aby cały czas jechać szalenie szybko, umiejętnie jednak ściągać niekiedy nogę z gazu. Gdy prowadziłem, miałem solidną zaliczkę, musiałem wyrzucić z głowy myśli, że tak jest, że wygrywam, a meta jest coraz bliżej. Cały czas podróżowałem maksymalnie skoncentrowany, jakby rajd dopiero się zaczynał. Oczywiście w takich sytuacjach człowiek kalkuluje, czasami świadomie przegrywa odcinek o dwie, trzy sekundy, utrzymując pewnie stan posiadania. To nie jest łatwe, za kierownicą, przy dużych prędkościach, poziom adrenaliny jest ogromny, ale w tym momencie wychodzi klasa zawodnika. Na czym polega specyfika mazurskich szutrów? - Na uroku tras. To jest po prostu bardzo piękny rajd. A same szutry są szybkie, twarde, dzięki temu dysponując samochodem grupy N, można rywalizować z autami klasy S2000. Wydaje mi się, że na asfaltach nie byłoby to za bardzo możliwe, choć i przed Rajdem Polski mało kto stawiał na taki scenariusz. O Rajdzie Polski będziemy pewnie rozmawiać coraz więcej, bo za rok stanie się jedną z eliminacji mistrzostw świata, a co za tym idzie - jedną z najważniejszych, kluczowych imprez sportowych w naszym kraju. Co wyjątkowego może wnieść do kalendarza RSMŚ? - Ten wspomniany urok, wyjątkowość i kibiców. Wspaniałych, barwnych, znających się na rajdach jak mało kto. Postawi wysoko poprzeczkę przed uczestnikami? - Jeśli chodzi o mistrzostwa Polski, to jest to na pewno najtrudniejsza eliminacja, z długimi, wymagającymi odcinkami specjalnymi. A jako runda mistrzostw świata? Pewnie będzie średnio trudny. Co w tegorocznej edycji było już na poziomie mistrzostw świata, a co trzeba poprawić, by za rok wszyscy wyjechali z Polski ze znakomitymi wspomnieniami? - Od lat kibicuję organizatorom tej imprezy, bo wykonują świetną pracę. Wyciągają wnioski z błędów - to cenne. Przykładowo rok temu puszczali na trasę załogi co 60 sekund, z wyjątkiem kilku najlepszych, które startowały co dwie minuty. To był problem, bo mazurskie trasy cechują się ogromnymi ilościami kurzu wzbudzanego przez przejeżdżające samochody. Kiedy zatem jechało się za wolniejszym zawodnikiem, nie było szans, by tych niespodzianek uniknąć, a gdy do tego nie wiało - był dramat. Co zatem trzeba jeszcze poprawić? Powiem ogólnikowo - wszystko po trochu. A co Wy, kierowcy, musielibyście zrobić, by jak równi walczyć z najlepszymi? - Dostać odpowiedni sprzęt. Zabrzmi to banalnie, ale w Polsce nie brakuje zdolnych, szybkich kierowców, którzy mogliby spróbować swych sił w rywalizacji z czołówką. Nikogo jednak nie stać na taki samochód, jakim dysponują kierowcy startujący w mistrzostwach. Choć kto wie, może w najbliższej przyszłości, także z powodu Rajdu Polski, ta sytuacja się zmieni? Oby! Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz Urodzony w Bochni Michał Bębenek ma na koncie tytuły wicemistrza Polski w klasyfikacji generalnej (2004, 2005) oraz mistrza w grupie N (2005) i klasie N3 (1999). W rajdach regularnie startuje od 1997 roku, gdy zasiadł za kierownicą opla kadetta kupionego od swojego nauczyciela i przyjaciela zarazem, śp. Janusza Kuliga. Dziś jeździ dziewiątą edycją mitsubishi lancera, a pilotuje mu (od zawsze) brat Grzegorz. - Rajd Polski to najbardziej znana impreza samochodowa nad Wisłą i zarazem drugi, po legendarnym Monte Carlo, najstarszy rajd samochodowy na świecie. W tym roku odbyła się już jego 65. edycja. Od lat jest jedną z eliminacji mistrzostw Europy, w przyszłym roku stanie się jedną z rund mistrzostw świata. Przyjazd Sebastiena Loeba, Mikko Hirvonena czy Daniego Sordo będzie wielkim sportowym wydarzeniem - i to nie tylko w rajdowej skali. Pisk "Nasz Dziennik" 2008-06-12

Autor: wa