Z tego zespołu możemy być dumni!
Treść
Polscy piłkarze ręczni, srebrni medaliści zakończonych w niedzielę mistrzostw świata, są już w kraju. Biało-Czerwoni powrócili specjalnym samolotem TU 154, wysłanym po nich decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gest najważniejszej osoby w Polsce jest najlepszym dowodem na to, jak wielkim echem odbił się w Ojczyźnie sukces szczypiornistów. W ciągu dwóch tygodni stali się sportowymi idolami, kibice docenili nie tylko ich wielkie umiejętności, ale i charakter oraz siłę woli. Są z nich po prostu dumni. W niedzielę wieczorem nasi byli lekko podłamani. Kilka godzin wcześniej przegrali złoty medal mistrzostw świata, trudno zatem dziwić się ich przygnębieniu. Byli na siebie źli. Mieli świadomość, że mecz z Niemcami im nie wyszedł, że nie zagrali w nim tak jak potrafią, że popełnili sporo błędów i zaprzepaścili niepowtarzalną szansę. - Przegraliśmy tytuł w głowach, nie potrafiliśmy poradzić sobie z presją - nie ukrywał trener Bogdan Wenta. Polacy musieli zresztą walczyć nie tylko ze znakomitą drużyną niemiecką, która "rozkręcała się" z meczu na mecz, nie tylko z 20-tysięczną, głośną i żywiołowo reagującą na każde zagranie publicznością (organizatorzy przekazali Polakom zaledwie kilkaset biletów, co było skandalem - nie jedynym zresztą), ale i zmęczeniem trudami turnieju i problemami zdrowotnymi. Jeszcze przed półfinałowym meczem z Danią kilku czołowych graczy zmogła infekcja, z trudem ją zwalczyli, ale nie mogła ona nie pozostawić po sobie śladu. Mimo że w pewnym momencie rywale prowadzili różnicą aż siedmiu bramek, nasi mieli szansę odwrócić losy finału i przechylić szalę na swoją korzyść. W połowie drugiej części dzieliła ich od Niemców odległość ledwie jednej bramki, grali z przewagą zawodnika i mieli dwie idealne okazje na wyrównanie. Gdyby je wykorzystali - rywale mogli się nie podnieść. Tak się jednak nie stało. Zawiodły nerwy, zabrakło szczęścia (słupek!), potem już gospodarzy zatrzymać się nie dało. Polakom pozostał srebrny medal i... w niedzielę byli na siebie źli. Czas jednak leczy rany, a przywitanie, jakie zgotowano piłkarzom w Ojczyźnie, pozwoliło zapomnieć o niedosycie. Ba, jak to brzmi: "niedosycie". Przegrali złoto, to fakt, ale przecież Polacy zostali drugą drużyną świata, czyli osiągnęli sukces wręcz niebotyczny, największy w dziejach naszego szczypiorniaka. Zaimponowali nie tylko wspaniałą grą (Mariusz Jurasik i Marcin Lijewski zostali wybrani do siódemki najlepszych zawodników turnieju), ale i wolą walki. Nie było na tych mistrzostwach drużyny z taką siłą woli, z tak wspaniałymi cechami wolicjonalnymi. Kibice jak nikt potrafią to docenić. Wczoraj, gdy tuż po godzinie 13, nasi srebrni medaliści pojawili się na warszawskim Okęciu, czekał na nich rozśpiewany tłum fanów. Piłkarze byli zaskoczeni i wzruszeni zarazem. Gdy wyjeżdżali do Niemiec, mało kto ich rozpoznawał. Teraz są już idolami, i to w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Każdy z nich odegrał na mistrzostwach ważną rolę, ale zarazem podkreślał, że po sukces sięgnął cały zespół. Nie było w nim lepszych i gorszych, ważniejszych i mniej istotnych ogniw. - Nie ma u nas lidera, liderem jest każdy zawodnik. Trenerom udało się stworzyć fantastyczny zespół - przyznał bramkarz Adam Weiner, bohater półfinału. Co dalej? Przed tą drużyną jest wielka przyszłość, co do tego wątpliwości nie ma nikt. Trzeba tylko zrobić wszystko, by zapewnić jej optymalny rozwój. Ważne - zarówno piłkarze, jak i trener Bogdan Wenta są bardzo młodzi, najlepsze lata kariery mają przed sobą, wciąż mogą się rozwijać, dojrzewać, doskonalić umiejętności. Wciąż są głodni sukcesów, mają przed sobą nowe cele. Na niedzielną dekorację medalistów przyszli w koszulkach z nadrukami: "Brąz 1982, srebro 2007, złoto???". Najbliższą okazję do realizacji tego celu będą mieli już za rok, na mistrzostwach Europy. Myślą także o igrzyskach olimpijskich w Pekinie w 2008 roku. Co istotne, dzięki wicemistrzostwu świata Polska uzyskała prawo organizacji jednego z turniejów kwalifikacyjnych. Grę na igrzyskach zapewnili sobie już Niemcy, poza nimi w Pekinie zagra mistrz Europy oraz sześć drużyn z kwalifikacji. Dziś nie wyobrażamy sobie nawet, by wśród nich zabrakło Polaków. Trener Wenta przyznaje, że jest to największe marzenie. - To co chłopcy zrobili na mistrzostwach świata było wielkim wyczynem. Ale przed nami nowy cel - olimpiada. Teraz tylko musimy znaleźć taką halę, w której zadrży przed nami każdy przeciwnik - powiedział, jasno odnosząc się do faktu, że o awans Polacy będą walczyć w kraju, przed własną publicznością, która potrafi być ósmym zawodnikiem. Minister sportu Tomasz Lipiec objął wczoraj piłkarzy systemem stypendialnym aż do czasu igrzysk. Każdy z reprezentantów otrzyma miesięcznie prawie sześć tysięcy złotych, a wszystko po to, by w spokoju i jak najlepiej szlifował swoje umiejętności. Polska piłka ręczna, która przez ostatnie długie lata znajdowała się w cieniu innych gier zespołowych, zyskała teraz ogromny zastrzyk energii. Zapewne przełoży się to na wzrost popularności. Podkreślił to wczoraj prezydent Lech Kaczyński, który przyjął naszą reprezentację na specjalnym spotkaniu. - Chcę wam wszystkim podziękować - powiedział, dodając, że tak naprawdę tego sukcesu mało kto się spodziewał. - Dlatego gratuluję podwójnie, bo sprawiliście radość milionom Polaków. Decyzją prezydenta trenerzy Wenta i Daniel Waszkiewicz za wybitne zasługi dla polskiego sportu odznaczeni zostali Krzyżami Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski. Pozostali członkowie ekipy i wszyscy zawodnicy - Złotymi Krzyżami Zasługi. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2007-02-06
Autor: wa