Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Złote Krzyże dla srebrnych siatkarzy

Treść

Prezydent Lech Kaczyński odznaczył wczoraj w Pałacu Prezydenckim w Warszawie wicemistrzów świata w siatkówce i ich trenerów. Złotymi Krzyżami Zasługi zostali uhonorowani wszyscy zawodnicy reprezentacji Polski i pośmiertnie Arkadiusz Gołaś (zmarły tragicznie w 2005 roku). Trener Raul Lozano i jego asystent Alojzy Świderek otrzymali Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski. Wszyscy członkowie ekipy odebrali listy gratulacyjne. Złoty Krzyż Zasługi przyznany Arkadiuszowi Gołasiowi odebrał kapitan reprezentacji Piotr Gruszka. Odznaczenie zostanie przekazane wdowie po siatkarzu podczas memoriału Gołasia w Częstochowie. - Ja znakomicie pamiętam sukcesy polskiej piłki siatkowej, mistrzostwo świata, mistrzostwo olimpijskiej, olbrzymie emocje, które temu towarzyszyły, ale to były czasy, w których znakomita większość z panów - mówię o zawodnikach - nie chodziła jeszcze po tym świecie. Minęło pokolenie, takie porządne pokolenie, i znów mamy olbrzymi sukces i to odniesiony we wspaniałym stylu - mówił prezydent. - Chciałem podziękować wszystkim - jak sądzę w imieniu całego polskiego społeczeństwa, w imieniu całego narodu, bo olbrzymia była koncentracja uwagi społecznej na tej właśnie sprawie. Ja bym bardzo chciał, żeby był to dopiero początek. Żeby nie nastąpiło najmniejsze rozprężenie. Żeby zdawać sobie sprawę, że to, co się stało, jest znakomitym, wspaniałym, ale wstępem. Że w najściślejszej czołówce, raz na pierwszym, raz na drugim, raz na trzecim miejscu musimy być jeszcze długo. Piotr Gruszka wręczył Lechowi Kaczyńskiemu piłkę z podpisami siatkarzy i zaprosił go na mecze reprezentacji. (PAP) W rodzinnej Argentynie Raul Lozano pozostał anonimowym, przeciętnym człowiekiem. W Polsce - po wywalczeniu wicemistrzostwa świata - jest gwiazdą. Trener naszej reprezentacji żartuje: - Aby się w głowie wszystko dobrze układało, muszę mieć podwójne życie, inaczej bym zwariował. Polakom serdecznie dziękuję za ciepło, serdeczność z jaką mnie przyjęli. Zaprzecza jednak, że sukces polskiej drużyny i jego osobisty przeszedł w Argentynie bez echa. Nie wie, skąd Polska Agencja Prasowa wzięła te informacje, bo do niego docierały zupełnie inne sygnały. Zresztą siatkówką ludzie się tam interesują, może nie tak bardzo jak w Polsce czy we Włoszech, ale pojęcie o mistrzostwach w Japonii na pewno mają. - Przyznaję natomiast, że nie rozdaję tam autografów, bo na ulicach mnie nie rozpoznają i niech już tak zostanie - uważa Lozano. - Słyszeliśmy, że we Włoszech teraz mocno żałują, że wypuścili Pana do Polski - zagadnęliśmy selekcjonera, któremu najwyraźniej nie przeszkadza popularność i chętnie rozmawia. Jedynie ciągła obecność u jego boku znających włoski drugiego trenera Alojzego Świderka i kierownika drużyny Piotra Borucha trochę go rozleniwia i nie uczy się polskiego, choć parę mocnych zwrotów opanował i doskonale wyczuwa, kiedy je zastosować. Wiele razy przekonali się o tym siatkarze. Kilku z nich, Sebastian Świderski, Michał Winiarski, Piotr Gruszka, Paweł Zagumny, mówi po włosku, inni w mig łapią taktyczne i treningowe wskazówki Lozano. Argentyńczyk cały czas otrzymuje sygnały z Włoch, potwierdza, że komentarze były dla niego bardzo pozytywne. - Bardzo mnie cieszą pochwały włoskiego środowiska siatkarskiego - podkreśla Lozano. - Ale nikt by mnie tam nie zatrzymał, bo sam podjąłem decyzję o wyjeździe do Polski, mimo że miałem wtedy - przed dwoma laty - oferty z klubów Serie A. - Dlaczego nalega Pan na spotkanie z kierownictwem Polskiego Związku Piłki Siatkowej, co się za tym kryje, chce Pan podwyżkę? - pytamy Lozano. - Od razu chcę wszystkich uspokoić. Nie zamierzam nigdzie odejść, chcę tu pracować do 2008 roku, ale zwyczajnie powinniśmy dokonać analizy dotychczasowych efektów mojej pracy i określić plany na następny rok. Temu ma służyć moja dyskusja z działaczami, niczemu innemu. Zapewniam, że nie czeka na mnie żaden nowy kontrakt. Wynik, jaki uzyskaliśmy w Japonii to dla mnie ogromny zaszczyt. Ten medal spłacił nam trud włożony wspólnie w przygotowania. O tym, że może z polskimi siatkarzami fetować duży sukces zadecydowało przede wszystkim zwycięstwo nad Rosją (3-2). - Dotarło do Pana, że wygrana z Rosjanami miała również pewien wymiar polityczny? - staraliśmy się sondować Raula Lozano. - Ten mecz odwrócił przede wszystkim losy mistrzostw świata, uwierzyliśmy, że w Japonii zdobędziemy medal. I to zwycięstwo w szczególny sposób świętowaliśmy zaraz po zakończeniu meczu. Ta radość była widoczna dla wszystkich. Znam historyczne i polityczne podteksty rywalizacji z Rosjanami, lecz ja tę wygraną odbieram wyłącznie w kategoriach sportowych. Nie chcę natomiast wypowiadać się w imieniu zawodników. To już jest sprawa każdego z nich. - Pieśń o małym rycerzu, hymn polskich siatkarzy, jakby odnosiła się do Pana. Jak się Panu podoba porównanie do Michała Jerzego Wołodyjowskiego? - Dzięki moim polskim współpracownikom dość dokładnie poznałem tę historię, ale chcę pozostać skromnym trenerem a nie bohaterem. Jestem tu po, aby rzetelnie wykonywać swoje obowiązki. Oczywiście, ludzie, widząc solidną pracę i grę zespołu odpłacają mi wielką serdecznością. Stał się już charyzmatyczną postacią dla zawodników, zapewnia że wszystkich traktuje jednakowo. Żadnego nie uważa za swoje odkrycie, starał się dokonać sprawiedliwej selekcji. Raula Lozano najdłużej zna Alojzy Świderek, ale zastrzega, że nie miał nic wspólnego z wyborem Argentyńczyka na trenera reprezentacji Polski. - Lozano po przyjeździe do Włoch trenował zespół Serie A2 z Pordenone, miejscowości oddalonej o 40 km od Udine, gdzie ja wtedy kończyłem karierę sportową i postanowiłem wrócić do Polski. To był 1987 rok i widzieliśmy się chyba raz. Dwa lata później znalazłem się ponownie we Włoszech, ale on przeniósł się już do Salerno. Sporo upłynęło czasu, zanim spotkaliśmy się znów. Stało się tak dlatego, że władałem włoskim, a poza tym Lozano potrzebował drugiego trenera w naszej reprezentacji - przypomina Świderek. - Czy Raula Lozano można przyrównać do Huberta Wagnera, któremu nadano wymowny przydomek "Kat"? - Raul na pewno katem nie jest, ale bardzo zależy mu na dobrej grze, bo z reguły jest tak, że jak się dobrze gra, to wynik sam przychodzi. Wszystko więc podporządkowujemy tej dobrej grze - trening, całą organizację, nawet kontakty z mediami, czyli to, o co były duże pretensje ze strony dziennikarzy. Nie może jednak tak być, że przyjeżdża jedna telewizja, po pewnym czasie druga. Wprowadzenie dnia medialnego niektórym się nie podobało, ale z naszego punktu widzenia, zdało egzamin. W trakcie ciężkiej pracy na zgrupowaniach zawodnicy nie mogą się rozpraszać. Według Świderka Lozano jest bardzo profesjonalny w tym, co robi. I uparty. Jeśli jest do czegoś przekonany, to wszystko temu podporządkowuje. - Gdy jechaliśmy do Japonii, oczekiwano od nas wartościowego wyniku, medalu - mówi drugi trener kadry. - Dla nas cały czas najważniejsza była gra, tę filozofię bez przerwy sprzedawaliśmy zawodnikom. Rozmawialiśmy wyłącznie o następnym meczu, a nie o tym, co nas czeka za 2-3 dni. To przyniosło efekty, ale w taki sam sposób postępuje się w ligach. Wracamy do pamiętnego spotkania z Rosją. I pytamy Świderka, czy to, że przeciwników prowadził Serb Zoran Gajić, główny konkurent Lozano do objęcia posady w Polsce, miało jakiś wpływ na postępowanie i reakcje Argentyńczyka. Świderek stara się przekonać, że ani Lozano, ani siatkarze tak do tego nie podchodzili: - Nam zależało na zwycięstwie, to była istota tego meczu, najważniejsze, że potrafiliśmy wyjść obronną ręką ze stanu 0-2 w setach. To się bardzo rzadko zdarza. - Lozano używał mocnych słów - przyznaje jego asystent. - I dlatego odsuwał dźwiękowców z mikrofonami. Niestety, nie zawsze to skutkuje, o czym przekonaliśmy się w spotkaniu z Brazylią. Niekoniecznie, jak się krzyczy i przeklina musi to odnieść pożądane efekty. - Czy czasami nie próbuje Pan, tłumacząc Raula Lozano, przefiltrować, zmienić, ocenzurować jego słowa? - prowokujemy Świderka. - Staram się tłumaczyć jak najdokładniej, ale przychodzi mi to stosunkowo ciężko, bo przecież oprócz tego, jestem przede wszystkim trenerem. Ja bardzo dużo z Lozano o siatkówce rozmawiam. Mamy taką samą wizję. Cały czas myślę dwujęzycznie. I zdarza się, że chłopcy się śmieją, bo się mylę, zamiast po włosku mówię po polsku i odwrotnie. Lozano też myli z kolei włoski z hiszpańskim. Podczas odpraw i meczów ja od razu tłumaczę Lozano, staram się nie przerywać płynnej wypowiedzi, lecz nie zawsze wyczuwam jego intencje. I bywa, że coś inaczej przetłumaczyłem. Wtedy wracam do danej kwestii i jeszcze raz ją wyjaśniam. Gdybym chciał tłumaczyć każde zdanie z osobna, to nic by z tego nie wyszło. Lozano tak ustawił sobie sprawy rodzinne, że żona tylko od czasu do czasu przyjeżdża do Polski. Kiedy ma najwięcej pracy z naszą reprezentacją, jest sam. To tego zdążył już najbliższych przygotować. Zimą nastał dla niego czas odpoczynku. Wróci na decydującą fazę krajowych rozgrywek - półfinały i finały Polskiej Ligi Siatkówki. Tylko do niedzieli, 10 grudnia, Raul Lozano jest w Polsce, potem wyjeżdża na dłuższy urlop. - Będę zaprowadzał i odbierał syna ze szkoły, zajmę się też wychowaniem psa - szczeniaczka, który w domu strasznie bałagani i potrzebuje trochę dyscypliny - mówi z nieukrywaną radością trener srebrnych medalistów MŚ. - Chcę też nauczyć syna jazdy konnej, może wybierzemy się też razem na ryby. To będą głównie robił przez najbliższe dwa miesiące - zapowiada. JERZY SASORSKI "Dziennik Polski" 2006-12-07

Autor: wa